Ghulem być...
Opowieści o zombie (i im podobnym) mają często podobną strukturę, treść i fabularne rozwiązania, do tego dochodzą archetypiczne modele postaci i cechy osobowości, co owocuje lekką (a czasami wręcz mocną) wtórnością i serwowaniem w kółko tych samych motywów. Na szczęście, sześć pierwszych tomów cyklu „Tokyo Ghoul” Sui Ishidy odrobinę przewartościowuje ten nurt i wprowadza odmienne wartości, a mimo to czytelnik ma wrażenie, że najlepsze dopiero przed nim.
Całość sześciu tomów utrzymana jest w tonie seinen-manga, czyli treści skierowane są w większości do pełnoletnich mężczyzn i starszych nastolatków, co oznacza, że wewnątrz łatwiej napotkać o scenę pikantnego romansu czy pełnokrwiste gore, niż dialog o przyjaźni. Na szczęście autor „Tokyo Ghoula”, mimo rozrywkowego wyrazu dzieła, od czasu do czasu wplata w fabułę swego rodzaju wartości, jak wolność czy miłość, aczkolwiek nierzadko zostają one zastąpione na skutek wolty zdradą i zemstą.
W pierwszym tomie zostaje wprowadzony główny bohater, Kaneki Ken, zakochujący się w pewnej urokliwej dziewczynie. Udaje mu się z nią umówić, lecz gdy odprowadza ją do domu, ta wyjawia mu, że tak naprawdę jest ghulem i chce go zaatakować, ale chłopak ma niebywałe szczęście i ratuje swe życie, choć o przygniecionej rusztowaniem dziewczynie nie można powiedzieć tego samego. Ken ląduje w szpitalu, w którym zostają mu przeszczepione niektóre organy dziewczyny. Od tamtej pory nie może normalnie jeść, ani pić, stopniowo zaczyna wariować, chociaż szybko dociera do osób, mogących mu pomóc w kawiarni, gdzie poznał swą nieszczęśliwie zmarłą, morderczą miłość.
I tak zaczyna się ta niepoprawnie brutalna i humorystyczna opowieść – chłopak żyje w niebezpiecznym świecie i przez swą śmiałość zatraca dawne „ja”. Staje się w połowie ghulem, istotą okrutną, aczkolwiek inteligentną i potrafiącą się wtapiać w ludzkie otoczenie. Na tym polega mniej więcej pierwsza część – zarysowuje protagonistę, środowisko akcji, a także nagłą zmianę bohatera, która stanowi motor napędowy fabuły i pozwala rzucić okiem na dwie odmienne strony konfliktu, ghule i ludzi, postrzegających drugich – w pierwszym przypadku – jako bezmyślny pokarm, a w drugim jako potwory bez uczuć i praw.
Tom następny wprowadza z kolei organizację, mającą na celu zwalczać członków przeciwnej rasy. Inspektorzy – zwani przez ghule gołębiami – zasadzają się na panią Ryouko i jej córkę. Jednak matka nie pozwala dziecku zginąć i poświęca się, aby ta mogła swobodnie uciec. Widząc całe zajście Kaneki, wciąż wewnętrznie rozdarty i nie do końca przekonany do słuszności ghuli, zaczna spoglądać na nich nieco inaczej.
Ze streszczenia może się wydawać, że owa część to epizod mający rozciągnąć odrobinę fabułę, ale przeprowadzona przez inspektorów akcja miała zasadnicze znaczenie, które będzie rozwijane w następnych tomach i wpłynęło na rozwój niektórych bohaterów. Z sześciu pierwszych odsłon to właśnie ta, zawiera w sobie największą dawkę emocjonalną i opowiada bardzo smutną historię, pokazującą niesprawiedliwość i ksenofobię.
W trzeciej części zaś Kaneki po raz pierwszy spotyka się z inspektorem. Chłopak nadal nie odnalazł się po żadnej ze stron, a wspomnienia przepełniającej go wściekłości podczas bycia ghulem tylko potęgują jego niepewność. Dlatego też pozwala zbiec inspektorowi ze swoistego pola walki, co sprawia, że ten zaczyna postrzegać te istoty nieco inaczej. W tym samym czasie z generalnym inspektorem bój toczy Touka, dziewczyna żądna zemsty za wydarzenia z panią Ryouko – i dopina swego.
Od momentu śmierci dowódcy inspektorów coraz częściej perspektywa przypada im w udziale – czytelnik poznaje ich motywacje, dążenia oraz poglądy, a także obawy, rozterki i niepewności. Jednak większość tomu skupia się na rozwiązaniu problemów zaistniałych w poprzednich, a dopiero potem właściwa akcja zostaje popchnięta do przodu, choć można co nieco przewidzieć.
Czwarta odsłona zaprowadza Kanekiego do restauracji, w której niemal zostaje zjedzony, chociaż sam znacznie lepiej czuje się w skórze ghula. Po drodze dowiaduje się także o nieprzypadkowej śmierci jego nieszczęsnej ukochanej, a jego osobą zaczyna interesować się bardzo osobliwy ghul, Tsukiyama, zwany Smakoszem.
Odskocznia od ciemnych stron ludzi – a w zasadzie organizacji inspektorów – nie sprawia, że jasne światło zostaje rzucone na ghule. Wręcz przeciwnie, więcej w tym tomie ich brutalnych, samolubnych i zdradzieckich portretów, aniżeli ciepłych promyków, choć i te się zdarzają – w postaci przyjaciółki Touki, będącej człowiekiem. Z kolei Kaneki znów dostaje powody do zastanowienia nad swą prawdziwą naturą.
Większość piątego tomu to walka pomiędzy Kanekim i Touką a Tsukiyamą, który mimo że był dotychczas najpotężniejszym ze znanych ghuli zostaje pokonany. Swoista prostota tego tomu niejako rozwleka motywy zastosowane w trzecim, aczkolwiek zmieniają się motywacje, sposoby walki czy przeciwnicy. Na dokładkę odbiorcy dostają fragmenty z życia Rize w jedenastej dzielnicy, miłości Kanekiego z kawiarni, od której wszystko się zaczęło. Wszystko wieńczy pojawienie się nowego, osobliwego inspektora – Suzuya.
Szósty tom rozwija rys psychologiczny wprowadzonego inspektora, wypadającego w ostatecznym rozrachunku jako totalny świr. Jednak akcja zaczyna się dopiero zagęszczać, gdy do kawiarni – bazy wypadowej Kanekiego i jego nowych przyjaciół – trafiają ghule z jedenastej dzielnicy, które nie grzeszą łagodnością i opanowaniem, a na miejscu porywają bohatera. Chłopak nie ma lekko, bo zostaje zabawką najbrutalniejszego z całej zgrai, zaś jego znajomi otrzymują wiadomość, żeby nie czekali na niego z obiadem. Już nigdy.
Od samego początku czuć, że szósty tom to swoista granica w cyklu, mająca za zadanie rozpocząć większe zamieszanie, którego rozwinięcie ukaże się w następnych tomach. Sugeruje już to zmieniona struktura – opowieść rozpoczyna się od podsumowania dotychczasowych wydarzeń, a kończy na cliffhengerze związanym z protagonistą. O wiele mocniej zarysowane są w komiksie również zdolności ghuli – szczególnie Kagune. Niemniej, cała szóstka to dopiero przedsmak czegoś większego.
Jeżeli chodzi o warstwę graficzną, to wszystkie recenzowane tu tomy utrzymane są na tym samym poziomie. Modele postaci i projekty otoczenia są ciekawe, przykuwają wzrok, nie obce przy nich mogą być określenie oryginalne i idealnie odwzorowujące ich charakter. Emocje zostają pokazane perfekcyjnie, choć – co dla japońskiej szkoły komiksu charakterystyczne – nierzadko są przerysowane, szczególnie w mimice i gestach. Najlepszym tego przykładem Kaneki, przechodzący szereg zmian. To samo można powiedzieć o scenach walk, bardzo dynamicznie i plastycznie narysowanych, a same ghule i ich Kagune wprowadzają do nurtu powiew świeżości. Sceneria także nie zostaje potraktowana po macoszemu, co nadaje klimatu – zwłaszcza w zestawieniach obierających niejako symbolikę yin i yang: szkoła oraz anteiku (kawiarnia) prezentowane są jako jasne, przyjazne miejsca, z kolei ciemne uliczki i opuszczone budynki wydają się podejrzane, niepokojące i da się wyczuć w nich nutkę czającego się wewnątrz zła.
Ogólnie rzecz biorąc poprzez drogę jaką przechodzi w tych sześciu tomach Kaneki, czytelnik zostaje zapoznany z problemami natury odosobnienia, rodzicielskiej miłości, wartości przyjaźni, silnej woli, życiowemu zadaniu i walce o przetrwanie, a przede wszystkim o istocie człowieczeństwa. W świecie „Tokyo Ghoula” czasem ghule są bardziej ludzkie od samego człowieka, choć ci zapatrzeni w siebie i tak będą traktować wszystkich przedstawicieli drugiej rasy jednako – jako bezmyślne monstra, które trzeba wytępić.
Recenzja ukazała się na portalu Bestiariusz.