booogie
#2 Bal na MIT
Z zasady nie chodził na żadne przyjęcia i bankiety, ale kiedy został poproszony o coroczny wykład w MIT, nie mógł odmówić. Pojawiał się tam zawsze wśród wszystkich ważniaków mędrkujących o samosterowanych pociskach, energii odnawialnej i protezach ortopedycznych. Na ten rok Stark miał coś lepszego. Urządzenie, które pomagało odtworzyć wspomnienia. Na razie wszystko było w fazie testów, ale wyglądało obiecująco. Do Cambridge zabrał Vivianne, zupełnie nie przejmując się tym, że prawdopodobnie miała do zrobienia stertę pracy domowej. Takie sympozjum naukowe było raz w roku, niektórzy chcieli dać się nawet zabić, aby móc tam przyjechać. Wykład poszedł całkiem gładko, mniej może wysłuchiwanie innych. Stark błyszczał na scenie jak zawsze, zresztą to, że miał gadane i potrafił zainteresować swoją publiczność, jeśli tylko chciał, było wiadomo nie od dzisiaj. Pod tym względem był bardzo podobny do swojego ojca Howarda. Po wszystkim przyszedł czas na bankiet. Stark wcale by się na nim nie pojawiał, gdyby nie to, że chciał sprawdzić dziewczynę w takiej sytuacji. Zostawił jej czerwoną sukienkę z dekoltem w V i lekkimi bufiastymi rękawkami z karteczką „włóż mnie”. Bawił się przy tym niesamowicie, zastanawiając się, czy to zrobi, czy uzna jego propozycję za bardzo niedorzeczną. W każdym razie Stark czekał na nią w holu hotelu, w którym się zatrzymali, ubrany w garnitur i w pasującą do wszystkiego muszkę. Butów wyjściowych nie miał, tylko sportowe utrzymane w złoto-czerwonych kolorach. To było dla niego bardzo podobne. Zerknął na zegarek. No zaraz powinna się pojawić.
Zorganizowanie dzisiejszego dnia kosztowało ją wiele energii. Od samego rana nie zagrzała miejsca dłużej niż pięć minut. Nigdy wcześniej nie miała okazji być na takim bankiecie. Nie mogła porównać tego do zamkniętej imprezy zorganizowanej pod koniec liceum. Ranga wydarzenia nijak miała się do klasowego spotkania z znajomymi ludźmi, z którymi miała o czym rozmawiać. Pocieszała się tym, że gdzieś w tłumie powinna znaleźć swoją przyjaciółkę, która ponoć od samego początku miała na nim być.
Przeglądając swoje odbicie w lustrze była zadowolona z efektu końcowego. Delikatny makijaż podkreślał rysy jej twarzy. Zaplecenie francuskiego warkocza, który nie kwalifikował się do wytwornych fryzur, mogło okazać się strzałem w dziesiątkę. Odruchowo potarła wierzchem dłoni pulsujące skronie. Miała nadzieję, że ból głowy trapiący ją przez kilka ostatnich dni postanowi odpuścić, skoro przez kilka godzin będzie narażona na kontakt z muzyką. Godzinę temu na wszelki wypadek połknęła tabletkę przeciwbólową. Po wyjściu z łazienki rozsunęła torbę z zamiarem wyjęcia sukienki, ale jej uwagę nagle przykuła czerwona kreacja z dość sugestywnym napisem na karteczce leżącej obok. Pierwszy raz ucieszyła się z awaryjnego zabrania nożyczek.
Głęboki dekolt, bufiaste rękawki, czerwień... To, co miał na celu, otrzeźwiło dziewczynę. Wbrew jego oczekiwaniom spóźniła się kilka minut i nie miała na sobie tego, co chciał. Założyła czarną sukienkę i buty w tym samym kolorze. Z każdym krokiem uśmiech na jej twarzy rósł coraz bardziej. W dłoń Starka wcisnęła foliową torebkę z milionem strzępek.
- Mam nadzieję, że będzie pasowała jak ulał.
#1
Nikogo nie było. Dobrze. Nie miała ochoty na towarzystwo, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób potoczył się dzisiejszy dzień. Wierzchem dłoni potarła bolącą skroń i nieprzytomnie oparła się czołem o chłodną ścianę. Trwała tak dłuższą chwilę, by po niej doczłapać się kuchni. Powtarzała ten schemat ot kilkunastu tygodni i czuła się tutaj prawie swobodnie. Prawie. Zaraz po wyjściu z uczelni powinna skierować się do swojego skromnego mieszkania, a nie do miejsca, którego właścicielem była osoba fundująca jej stypendium. Dostała taki przywilej i korzystała z niego aż do bólu, ale z drugiej strony ostatnio miewała dziwne poczucia dyskomfortu. Zaczęła uważać, że przesiadywanie tutaj po parę godzin dziennie jest czymś, co jej nie wypada, dlatego miała zamiar zaprzestać dalsze wizyty. Ciekawe, jak długo dałaby radę wytrzymać w tym postanowieniu.
Sięgnęła do lodówki po małą butelkę soku pomarańczowego, jabłko i mandarynkę. Włożyła wszystko do torby i zeszła do laboratorium. W końcu odetchnęła głęboko, z ulgą, jakby dopiero teraz pozbywała się napięcia rosnącego od rana. Cichy szum wentylatora i urządzeń powoli wprowadzał ją w normalny stan. Usiadła w miejscu, które zazwyczaj zajmowała i wzięła się za robienie notatek, uprzednio wyjmując kilka książek.
Chociaż większość rzeczy, którymi powinien zająć się jako CEO swojej firmy, oddelegował innym osobom, to i tak wciąż musiał brać udział w idiotycznych zebraniach zarządu, które mniej więcej polegały na tym, że siedział u szczytu stołu i bazgrał coś w swoim elektronicznym notatniku. Jego podzielność uwagi była bardzo dobra, więc nikt nawet nie próbował odważyć się, by próbować „przyłapać” go na „niesłuchaniu”. Wszystko słyszał, ale niekoniecznie komentował. Zebranie nieco się przedłużyło. Kiedy wreszcie był wolny, poszedł wziąć szybki prysznic i przebrać się z garnituru (które, nawiasem mówiąc, bardzo lubił, lecz nie w każdej sytuacji). Na ślepo wybrał szare dresy oraz czarny podkoszulek. Nie chciało mu się suszyć włosów, uznając, że wysuszą się później. Podśpiewując sobie pod nosem jakąś piosenkę zasłyszaną niedawno w radio, przeszedł (a właściwie zjechał na dół windą) do laboratorium. Chyba musiał nacisnąć na nie to piętro, co trzeba, bo zauważył dziewczynę. Pięknie. Akurat jej mu jeszcze brakowało… Sam nie wiedział, jak to się w ogóle stało, że jednak zdecydował się na ten konkurs. Ostatnio jednak naprawdę miał problemy wizerunkowe – jak zresztą dużo znanych osób.
Skrobanie poważnie brzmiących słów miało w sobie coś zajmującego. Zastanawiała się, dlaczego powstały i dlaczego zdecydowano się na taki a nie inny zlepek liter. Może powinna zmienić studia, skoro coraz bardziej zaczęła zagłębiać się w tematy, które nie zajmowały zwyczajnego studenta zajmującego miejsce na kierunku związanymi z naukami ścisłymi. Nie odrywając wzroku od książki wyjęła z torby jabłko i nadgryzła kawałek. Miąższ owocu był wyjątkowo soczysty, przez co po chwili musiała wyciągnąć chusteczkę i wytrzeć sobie kąciki ust, żeby nie wyglądać jak osoba z chorymi śliniankami. Parsknęła zduszonym śmiechem. Zaczynała zachowywać się - co gorsza również myśleć - coraz dziwniej.
Kiedy Stark zjeżdżał na dół windą dziewczyna nawet go nie zauważyła. W jej uszach siedziały słuchawki, a delikatny dźwięk muzyki wydobywający się z nich na zewnątrz sugerował, że głośność została podniesiona do maksimum. Wolną dłonią wystukiwała dość chaotyczny rytm na metalowym blacie. Jego obecność ujawniła się dopiero poprzez niewyraźne odbicie na nóżce lampy. Zerknęła na niego kątem oka i niemrawo pomachała w ramach powitania. Musieli się tolerować jeszcze przez jakiś czas.
Wbrew pozorom tym razem nie czuła się spięta. Może to wina muzyki, która dudniąc w jej uszach nie dopuszczała do głowy żadnych głupich myśli? Jednak nie odważyła się zerknąć na niego drugi raz. Co za dużo to niezdrowo.
Właściwie to może i dobrze, że dziewczyna słuchała muzyki, bo Stark raczej nie był typem, który jako pierwszy się z kimś witał – a już w szczególności w swoim własnym laboratorium. Widząc jednak, że go zauważyła i nawet mu pomachała, uśmiechnął się po swojemu. Zmarszczki na jego twarzy stały się jeszcze bardziej widoczne niż zazwyczaj (chociaż swoją drogą to i tak jego wygląd nie zdradzał jego prawdziwego wieku). Podniósł rękę, poruszając dziwnie palcami. To chyba miał być gest przywitania się… Kto go tam zresztą wie. Przeszedł obok jej biurka, udając się nieco dalej. Dawno nie korzystał z jego piętra, tak jakby o nim zapominając i „oddając” je w ręce dziewczyny. Usiadł przy drugim biurko i dwa razy zaklaskał w dłonie.
- Dobra Jarvis, pokazuj mi wszystko to, co zapisałem na spotkaniu. Szczególnie pokaż mi ten projekt silnika. Muszę jeszcze go poprawić. – Nie musiał dodawać, że na większym widoku od razu lepiej mu się pracowało. Hologramy od razu się rozświetliły, a komputer mu odpowiedział krótkim „Tak, sir”. Z szuflady biurka wyciągnął specjalny wskaźnik. Stare przyzwyczajenie, kiedy jeszcze nie operował na hologramach, tylko musiał rysować na podkładce elektronicznej. Zaczął kreślić coś po hologramie, a Jarvis interpretować każdy jego ruch. Dziewczyną zupełnie się nie przejmował. Uznał, że jeśli będzie czegoś potrzebować (a pewnie nie będzie chciała… albo przynajmniej miał taką nadzieję), to go zaczepi. W teorii mogła się przecież zapytać go o wszystko. Na tym też między innymi miało polegać to stypendium, a nie na jedynie dostępie do jego bazy danych i laboratoriów (rzecz jasna wybranych)… Chyba.
Najwyraźniej oboli nie czuli się dobrze w własnym towarzystwie. Nie dziwiła się temu, ponieważ nie słyszała, żeby wcześniej fundowanego przez niego stypendium łączyło się z możliwością korzystania z laboratorium. Z drugiej strony na samym początku nie spodziewała się, że będzie miał problem z swobodnym poruszaniem się wokół jej malutkiej przestrzeni. Nieco zesztywniała, gdy przechodził obok, by potem na powrót się rozluźnić. Po co dalej w to brnęła? Po co? Im dłużej o tym myślała tym bardziej miała ochotę mocno uderzyć się w czoło i wyjść stąd jak najszybciej. A mimo to nadal tutaj siedziała.
Z ciekawości dyskretnie zmniejszyła głośność muzyki. Nie wiedziała czy wygląda na osobą chcącą podsłuchać rozmowę. Tempo robienia notatek nagle drastycznie spadło. Cóż, jeśli nie odważy się teraz, później nie będzie miała ku temu okazji. Po odłożeniu słuchawek odchrząknęła cicho.
- Nad czym konkretnie pracujesz? O ile mogę wiedzieć - zwróciła się do Starka zaraz po odwróceniu krzesła w jego stronę. Podwinęła nogi pod siebie i usiadła po turecku, przerzucając wzrok w stronę hologramu. Nawet bez odpowiedniego wytłumaczenia i tego, że wspomniał o tym wcześniej, rozpoznała silnik. Z pewną dozą zaciekawienia oczekiwała odpowiedzi.
- Silnik hybrydowy – odpowiedział automatycznie, nie przerywając swojej pracy. Jego podzielność uwagi była naprawdę godna podziwu. Mógł równie dobrze rozmawiać o dzisiejszym obiedzie, a z boku rozwiązywać najtrudniejsze równania matematyczne. I chyba tylko za to lubił swojego ojca – za to, że odziedziczył po nim trochę geniuszu.
- Z całym szacunkiem do Audi, ale powoli wypadają z obiegu. Nawet E-tron nie spełnił moich oczekiwań. – Jak miał zresztą, skoro był hybrydą, ale nie zasilaną przez reaktor łukowy, do którego miał dostęp tylko on? O takich szczegółach nie wspominał. Wolał zająć się nimi sam, coś zrewolucjonizować, coś naprawić, coś pomajsterkować, a na końcu wymienić prawie wszystko w swoich samochodach. Z szacunkiem podchodził jedynie do starych samochodów, w których tylko pielęgnował to, co było w środku. Nie ulepszał ich, uznając, że byłaby to jednak swojego rodzaju profanacja.
- Fascynująca lektura? – zapytał, spoglądając na nią przez chwilę, a następnie powracając jednak do swojego projektu. Na końcu języka miał pytanie, dlaczego po prostu nie przekona się o wszystkim w praktyce, ale z drugiej strony różni byli ludzie. On wolał uczyć się na swoim doświadczeniu, a w szczególności pomijać różne testy bezpieczeństwa. Jego komputer aż nadto o tym wiedział.
- Napęd szeregowy czy równoległy?
Hybryda. Połączenie dwóch struktur napędzających jedno urządzenie. O ile wierzyć słowom profesora, na którego zajęcia chodziła, ich dokładniejszą analizą mieli zająć się dopiero pod koniec roku. Automatyczność udzielonej odpowiedzi nie była dla niej nowością, ponieważ w podobny sposób zwracał się już wcześniej.
- Wypadają z obiegu nie tylko pod tym względem. Wizualnie stają się coraz bardziej nudne… i nie ma w niczym nowego. - Z drugiej strony nadal była to hybryda. Może nie taka, jakiej oczekiwał? Mimo, że posiadała ważne prawo jazdy, wstrzymywała się z zakupem pojazdu. Poruszanie się komunikacją miejską było wygodniejsze i tańsze. Przeglądanie ofert sprzedaży używanych aut potrafiło przyprawić ją o ból głowy. Zazwyczaj nic nie było w stanie trafić w jej gusta nie tylko przez cenę, ale i wygląd, który ponoć dla kobiet miał pierwszorzędne znaczenie. Swoją postawą nie zaprzeczała temu stwierdzeniu.
W pierwszym odruchu po usłyszeniu pytania parsknęła zduszonym śmiechem.
- Nie, zdecydowanie nie.. Może dla mojego profesora owszem. Niestety wypracowanie samo się nie napisze.
- Szeregowy – odparł, zastanawiając się, czy w ogóle potrzebuje hybrydy, skoro jego reaktor łukowy potrafił zasilać całą zbroję, miał awaryjne zasilanie w postaci kolejnego reaktora i właściwie to nigdy nie potrzebował korzystać z tego awaryjnego… chyba że coś wymagało od niego użycia większej mocy niż zwykle. - Chociaż zaczynam się poważnie zastanawiać, czy potrzebuję hybrydy. W zbroi nie posiadam. – Podrapał się w okolicy skroni, ale jego ręka wciąż pracowała, dorysowując jeszcze różne rzeczy do rysunku, a Jarvisowi każąc wykonać skomplikowane obliczenia. - W takim razie, jakie auto Ci się podoba? I co od niego wymagasz? – Nie pomyślałby nigdy, że będzie rozmawiał z nią na temat samochodów, ale jakoś rozmowa sama naturalnie przeskoczyła na ten tor. I sam był zdziwiony, że właściwie nie miał nic przeciwko temu. - Miałem to samo. – Tylko że on był młodszy, kiedy poszedł na studia. Przeskoczył wiele klas, w liceum nie było dla niego nic do roboty. Przyjęli go do MIT, wręcz wylęgarni geniuszy takich jak on. Profesorowie stawiali przed nim różne zagadki, ale wkrótce i oni wymiękli przed nim. Ciekawe co by było, gdyby miał możliwość porozmawiania z Einsteinem… Też by wymiękł, czy może Stark wymiękłby jako pierwszy? - Zawsze możesz powiedzieć, że Ci pies je zjadł. Albo pokazać coś lepszego niż wypracowanie. Nie pamiętam właściwie, bym sam kiedykolwiek oddał rozprawkę na studia. Prędzej jak coś pisałem na papierze to schemat, jak co podłączałem. – W tym samym momencie jedno z mechanicznych ramion, które dłubało coś przy fiolkach z bliżej nieokreślonymi substancjami, odwróciło się, wydając bardzo charakterystyczny dźwięk. – Dummy, nie patrz tak na mnie. Zdobyłem Tobą doktorat. – Jakkolwiek by to nie brzmiało. – A jesteś głupi…
Awaryjne… Zawsze coś mogło pójść nie tak. Biorąc pod uwagę jego doświadczenie i geniusz brał pod uwagę wszystkie możliwości, ale coś w ostatniej chwili mogło się zmienić i pokrzyżować plany. Dmuchanie na zimne opanowała do perfekcji.
- Zawsze byłoby to jakieś dodatkowo ubezpieczenie. - Wzruszyła ramionami, wgryzając się w jabłko. Kim była, żeby mówić mu, co powinien robić? Pokręciła głową. Obserwowanie Starka podczas pracy miało w sobie coś zajmującego. W świecie wielkich korporacji, uniwersytetów zabijających się o dotacje, ludźmi goniącymi za pieniędzmi trudno było znaleźć kogoś, kto wykonuje zadanie z pasją. Miała wrażenie, że on taki był.
- Wymagam dużej prędkości. Jednocześnie chciałabym, żeby funkcjonalność i wygoda szła z tym w parze. I, rzecz jasna, ma być… wyrafinowany. - Mówiąc o wyrafinowaniu miała na myśli wygląd. Która kobieta nie chciałaby mieć w garażu auta łączącego w sobie te cechy? Niestety takie maszyny miały jedną wadę, przez którą mogła tylko przypatrywać się im na zdjęciach w profesjonalnych piśmidłach, mogąc jedynie marzyć o dotykaniu skóry na kierownicy i czuciu niesamowitej prędkości pod stopami. Cena.
Skinęła głową. Znała historię o przeskakiwaniu z klasy do klasy, aby po krótkim upływie czasu zmienić normalne liceum na tę wylęgarnię talentów, geniuszy… Była kimś zupełnie innym. Nauka nie wchodziła jej do głowy tak łatwo. Ślęczenie nad podręcznikami do późna stało się codziennością nawet w weekendy. Nie mogła i nie potrafiła odpuścić szansy danej przez życie.
- O nie, Suzuka nie tknęłaby mojej pracy. Wie, że mogłaby się nabawić przez nią niestrawności.
Z powodu tego niewybrednego żartu zaczęła trząść się ze śmiechu. Mało brakowało, by spadła z krzesła i obiła ciało o twardą podłogę, jednak w ostatniej chwili udało jej się tego uniknąć. Mimo to nadal nie mogła przestać się śmiać. Przyłożenie wolnej dłoni do napiętego brzucha niestety nic nie zmieniło.
- Ubezpieczenie – powtórzył po niej. Jego głos bardziej przypomniał smutny pomruk niż przyznanie jej racji. Nawiedziła go wizja straconej matki. Klocki hamulcowe. Niby to było powodem ich wypadku. Kupił tę firmę i nie zauważył żadnych nieprawidłowości, ale i tak przez lata z uporem maniaka sprawdzał wszystko… - Brzmi jak opis mojej zbroi – stwierdził, na chwilę przestając kreślić w powietrzu, a przyglądając się schematowi, który sprawdził. Jarvis ponownie wykonał obliczenia. Wychodziło, że silnik elektryczny był o wiele mocniejszy niż spalinowy. Nic w tym zresztą dziwnego uwzględniając jego zasilanie. – Ma tylko jedną wadę. Nie jest samochodem. – Wbrew pozorom Stark czasami lubił przesiąść się za kółko sportowego samochodu. Lubił niskie zawieszenie. Wtedy mógł naprawdę poczuć drogę. W typowym sportowym bolidzie mu nie pasowało, było za ciasno, ale samochód… to było coś innego. Inne wrażenia, inne odczucia. Uniósł brew do góry, gdy młoda dziewczyna zaczęła śmiać się jak opętana. Odłożył pisak, a Jarvis zgasił hologramy. Odwrócił się w jej stronę na obrotowym krześle. - Jestem aż tak śmieszny? Czy on jest śmieszny? – Wskazał palcem na mechaniczne ramię, które zaczęło udawać baletnicę – dosłownie zaczęło obracać się wokół własnej osi i chyba udawać, że tańczy. Stark naprawdę zaczynał się zastanawiać, czy to ramię jest tak głupie, czy może Jarvis robił wszystko, by go zirytować (bo jakby nie patrzeć to komputer mógł operować Dummym, Dumm-E miał swoją „świadomość”, ale nie aż tak inteligentną, jaką mógł poszczycić się Jarvis). - Za jaką karę. – Schował twarz w swoich dłoniach, nie mogąc spojrzeć na to, co wyrabia mechaniczne ramię. Był pewien, że to wszystko po to, aby ją rozśmieszyć. Na pewno!
Na pewno nie pomyślałaby o samochodzie jako zbroi. Jej wyobraźnia nie sięgała aż tak daleko, ponieważ wiedziała, jak dużo ludzi ginie rocznie w wypadkach samochodowych. Znajdowała coraz więcej minusów do listy potwierdzającej wybór braku zakupu auta. Z drugiej strony równie dobrze mogła przyrównać ten schemat do siebie. Mogła bać się studiów i zrezygnować wyłącznie z powodu obaw, które mogły okazać się bezpodstawnie. Mogła przegapić coś naprawdę ważnego.
Machnęła niemrawo dłonią. Nie… on zdecydowanie nie był śmieszny. Poważna mina mówiła sama za siebie i powinien zdawać sobie z tego sprawę. W pierwszej chwili czynnikiem odpowiadający za niekontrolowany napad śmiechu była wizja Suzuki zjadającej jej wypracowanie dla zgrzybiałego profesora. Potem przez zaciśnięte powieki z trudem ujrzała mechaniczne ramię wykonujące podrygi uchodzące za taniec. To wystarczyło na dobre kilka minut zapomnienia o całym świecie.
- Nnnn… Nie. Nie oceniałabym tego jako kary. - Głos Vivianne był zachrypnięty. Powiedzenie składnego zdania kosztowało ją wiele sił. Powoli zaczynała się uspokajać, czego dowód stanowiło ocieranie kącików oczu opuszkami palców i brak gwałtownych spazmów przechodzących przez obolały brzuch.
Cierpliwość Starka trochę się kurczyła – żyłka pulsowała na jego czole, kiedy Dummy wciąż głupkowato tańczył, a Jarvis nie reagował na każdą prośbę, którą Tony wysyłał mu poprzez swoje połączenie. Może jednak nie do końca połączył swój mózg z komputerem? Nie zamierzał jednak tego sprawdzać przy dziewczynie. Nie chciał, by ktokolwiek wiedział, że eksperymentował na takim poziomie. Przecież to był już nawet pierwszy krok, by zrobić z żyjącego człowieka androida… - A co to ma być? Masz to, na co zasłużyłeś? – zapytał już retorycznie. – Wracając do wypracowania… - Spojrzał krytycznie na dziewczynę, kiedy przestała się już śmiać. Wbrew pozorom był to bardziej wzrok karcącego ojca niż zażenowanie czy powątpienie. - …możesz to zlecić Jarvisowi. Nie masz czasu na głupoty. Pokażę Ci coś innego. Byłaś już na ostatnim piętrze przy reaktorze? – Niech zaryzykuje. Co prawda nie było to zbyt fascynujące, ale niektórzy uznawali, że patrząc na reakcje w nim zachodzące, uspokajają się. Na Tony’ego chyba nie działało, bo zdążył się przyzwyczaić do niego. W centralnej części klatki piersiowej odznaczało się małe urządzenie, które przytrzymywało go przy życiu.
Reakcja - a przede wszystkim wzrok - Starka reagującego na sytuację z tańczącym ramieniem otrzeźwiło jej myślenie. Potarła wierzchem dłoni pulsującą skroń i sięgnęła po butelkę soku, upijając porządny łyk. Czymś musiała złagodzić drapiące gardło. Nie mogła opuścić zajęć z byle jakiego powodu jakim jest tak prozaiczna dolegliwość. Słysząc, co powiedział, mocno zmarszczyła czoło i zacisnęła usta w wąską kreskę.
- Żadna praca mająca zostać wykonana przez mnie nie jest głupotą. - Z trudem powstrzymała się od warknięcia. Po śmiechu dziewczyny trudno było doszukać się bladego śladu. Najwyraźniej perspektywa spędzenia chwili przy reaktorze ostatecznie ostudziła jej zapędy. Po włożeniu soku z powrotem do torby zsunęła się z krzesła, czekając na dalsze instrukcje odnośnie wycieczki. Nie dało się ukryć, że nie była zadowolona z tego, co usłyszała, aczkolwiek czy nie miał choć odrobiny racji? W końcu powinna zająć się czymś w rodzaju praktyki. Niestety ich poglądy na życie wskutek wcześniejszych doświadczeń nie można określić jako spójnych.
Stark przewrócił oczami. Dopiero co dziewczyna uważała, że jej lektura nie jest zajmująca, a teraz broni tematu swojej pracy. Ludzie jednak byli dziwni i nie dało się ich określić tylko jednym słowem. Chyba jeszcze minie dużo czasu, niż Stark cokolwiek się o nich dowie. Chyba łatwiej było mu konstruować inteligentne maszyny niż porozumiewać się z prawdziwymi ludźmi.
Wstał z krzesełka, kierując się w stronę windy. Nie naciskał w niej niczego, wystarczyła tylko myśl. Zresztą, było to dla niego tak bardzo automatyczne, że się nawet nad tym nie zastanawiał. Winda zaczęła szybko zjeżdżać na dół. Mijali kolejne piętra, aż wreszcie zatrzymali się w podziemnym laboratorium, nad którym wyżej chyba znajdował się już tylko garaż samochodowy.
- Zapraszam – odezwał się dopiero teraz, kiedy drzwi się przed nimi otworzyły. Piętro byłoby całkowicie puste, gdyby nie przeogromny reaktor łukowy, który rozbłyskiwał niebieskim światłem, rzucając je na śnieżnobiałe ściany. Po specjalnych schodkach można było podejść bliżej, by mu się przyjrzeć i nawet puknąć w przezroczystą szybkę. Wyciągnął rękę, gestem zapraszając ją, by przyjrzała się z bliska. Nie zamierzał ją o nic wypytywać ani sprawdzać.
Może właśnie o to chodziło? Maszyny mimo posiadania inteligencji to nadal maszyny. Łatwiej współpracuje się z rzeczami, które nie wymagają od Ciebie więcej niż ty im na to pozwolisz. Stark wyznaczał im granice działania. Dlatego nie potrafił porozumieć się z ludźmi - pozornie nie mógł wyznaczać im granic. Nie miał nad nimi kontroli.
Po wejściu do winy ani razu nie spojrzała w jego stronę. Samolubnie skupiła się na sobie, wertując w głowie myśli, które następnie odkładała na szczególne miejsce. Zakładała, że kolejna okazja do kłótni nastąpi już niebawem, dlatego skrzętne przygotowanie argumentów mogło okazać się kluczowe. Cichy szum zatrzymującej się windy wyrwał ją z chwilowego letargu. Zaraz po otworzeniu się drzwi zwróciła uwagę na niebieskiego światło, a nie na sam reaktor. Z drgającymi kącikami warg obserwowała grę cieni na dłoniach i ramionach.
Widząc, że dostaje pełne zaproszenie, usiadła na schodkach. Nie potrzebowała podejść bliżej nie z powodu strachu. Tak było jej wygodniej. Przyciągnęła kolana do piersi, po czym oparła na nich podbródek. Bez słowa podziwu przypatrywała się reaktorowi.
Gdyby kompletował teczkę najdziwniejszych reakcji na reaktor, to na pewno dziewczyna otrzymałaby pierwsze miejsce. Zaraz po niej byłby na pewno Obidaiah, który zapinał mu aż koszulę, tylko po to, by po fabryce nie pokazywał, że zminiaturyzowany reaktor miał w swojej piersi.
Sam stanął niedaleko windy, krzyżując ręce na piersiach. W tej chwili właściwie wydawało mu się, że nie jest potrzebny. Mógł zostawić ją samą z myślami i pomysłami, co mogłaby zrobić z podobną mocą, którą miała przed sobą. On postanowił zasilać nim cały budynek, chociaż mocy pozostawało wciąż wiele w rezerwie. Co ona mogłaby zrobić z nią? Wybudować samochód, o którym mówiła? Może wymyślić coś, o czym nawet Starkowi się nie śniło i w ogóle o tym nie myślał na samym początku?
Kilka razy otwierał usta, aby coś powiedzieć, ale koniec końców postanowił wciąż podtrzymać tę ciszę. W głowie usłyszał jedynie głos swojego komputera, który informował go, że schemat silnika jest kompletny i bardzo prawdopodobny, by jego wydajność przewyższyła nawet jego oczekiwania. Takie wiadomości lubił.
Doceniała ciszę, którą jej zostawił, choć nie powiedziała tego na głos. Kątem oka sprawdziła, gdzie stał. Najwyraźniej nie miał ochoty dołączyć się do niej na schodkach. Nic dziwnego. Jego widok był dla Starka czymś powszechnym i całkiem zwyczajnym. Co mogłaby zrobić, gdyby miała go na wyłączność? Wiele rzeczy, których pomysły dopiero kiełkowały, miałyby rację bytu.
Brak podekscytowania raczej nie uszedł jego uwadze. Jak pewnie zauważył, nie była kimś zwyczajnym.
Po kilku minutach poprosiła o powrót na górę. Zrobiło się późno.
#1
Nikogo nie było. Dobrze. Nie miała ochoty na towarzystwo, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób potoczył się dzisiejszy dzień. Wierzchem dłoni potarła bolącą skroń i nieprzytomnie oparła się czołem o chłodną ścianę. Trwała tak dłuższą chwilę, by po niej doczłapać się kuchni. Powtarzała ten schemat ot kilkunastu tygodni i czuła się tutaj prawie swobodnie. Prawie. Zaraz po wyjściu z uczelni powinna skierować się do swojego skromnego mieszkania, a nie do miejsca, którego właścicielem była osoba fundująca jej stypendium. Dostała taki przywilej i korzystała z niego aż do bólu, ale z drugiej strony ostatnio miewała dziwne poczucia dyskomfortu. Zaczęła uważać, że przesiadywanie tutaj po parę godzin dziennie jest czymś, co jej nie wypada, dlatego miała zamiar zaprzestać dalsze wizyty. Ciekawe, jak długo dałaby radę wytrzymać w tym postanowieniu.
Sięgnęła do lodówki po małą butelkę soku pomarańczowego, jabłko i mandarynkę. Włożyła wszystko do torby i zeszła do laboratorium. W końcu odetchnęła głęboko, z ulgą, jakby dopiero teraz pozbywała się napięcia rosnącego od rana. Cichy szum wentylatora i urządzeń powoli wprowadzał ją w normalny stan. Usiadła w miejscu, które zazwyczaj zajmowała i wzięła się za robienie notatek, uprzednio wyjmując kilka książek.
Chociaż większość rzeczy, którymi powinien zająć się jako CEO swojej firmy, oddelegował innym osobom, to i tak wciąż musiał brać udział w idiotycznych zebraniach zarządu, które mniej więcej polegały na tym, że siedział u szczytu stołu i bazgrał coś w swoim elektronicznym notatniku. Jego podzielność uwagi była bardzo dobra, więc nikt nawet nie próbował odważyć się, by próbować „przyłapać” go na „niesłuchaniu”. Wszystko słyszał, ale niekoniecznie komentował. Zebranie nieco się przedłużyło. Kiedy wreszcie był wolny, poszedł wziąć szybki prysznic i przebrać się z garnituru (które, nawiasem mówiąc, bardzo lubił, lecz nie w każdej sytuacji). Na ślepo wybrał szare dresy oraz czarny podkoszulek. Nie chciało mu się suszyć włosów, uznając, że wysuszą się później. Podśpiewując sobie pod nosem jakąś piosenkę zasłyszaną niedawno w radio, przeszedł (a właściwie zjechał na dół windą) do laboratorium. Chyba musiał nacisnąć na nie to piętro, co trzeba, bo zauważył dziewczynę. Pięknie. Akurat jej mu jeszcze brakowało… Sam nie wiedział, jak to się w ogóle stało, że jednak zdecydował się na ten konkurs. Ostatnio jednak naprawdę miał problemy wizerunkowe – jak zresztą dużo znanych osób.
Skrobanie poważnie brzmiących słów miało w sobie coś zajmującego. Zastanawiała się, dlaczego powstały i dlaczego zdecydowano się na taki a nie inny zlepek liter. Może powinna zmienić studia, skoro coraz bardziej zaczęła zagłębiać się w tematy, które nie zajmowały zwyczajnego studenta zajmującego miejsce na kierunku związanymi z naukami ścisłymi. Nie odrywając wzroku od książki wyjęła z torby jabłko i nadgryzła kawałek. Miąższ owocu był wyjątkowo soczysty, przez co po chwili musiała wyciągnąć chusteczkę i wytrzeć sobie kąciki ust, żeby nie wyglądać jak osoba z chorymi śliniankami. Parsknęła zduszonym śmiechem. Zaczynała zachowywać się - co gorsza również myśleć - coraz dziwniej.
Kiedy Stark zjeżdżał na dół windą dziewczyna nawet go nie zauważyła. W jej uszach siedziały słuchawki, a delikatny dźwięk muzyki wydobywający się z nich na zewnątrz sugerował, że głośność została podniesiona do maksimum. Wolną dłonią wystukiwała dość chaotyczny rytm na metalowym blacie. Jego obecność ujawniła się dopiero poprzez niewyraźne odbicie na nóżce lampy. Zerknęła na niego kątem oka i niemrawo pomachała w ramach powitania. Musieli się tolerować jeszcze przez jakiś czas.
Wbrew pozorom tym razem nie czuła się spięta. Może to wina muzyki, która dudniąc w jej uszach nie dopuszczała do głowy żadnych głupich myśli? Jednak nie odważyła się zerknąć na niego drugi raz. Co za dużo to niezdrowo.
Właściwie to może i dobrze, że dziewczyna słuchała muzyki, bo Stark raczej nie był typem, który jako pierwszy się z kimś witał – a już w szczególności w swoim własnym laboratorium. Widząc jednak, że go zauważyła i nawet mu pomachała, uśmiechnął się po swojemu. Zmarszczki na jego twarzy stały się jeszcze bardziej widoczne niż zazwyczaj (chociaż swoją drogą to i tak jego wygląd nie zdradzał jego prawdziwego wieku). Podniósł rękę, poruszając dziwnie palcami. To chyba miał być gest przywitania się… Kto go tam zresztą wie. Przeszedł obok jej biurka, udając się nieco dalej. Dawno nie korzystał z jego piętra, tak jakby o nim zapominając i „oddając” je w ręce dziewczyny. Usiadł przy drugim biurko i dwa razy zaklaskał w dłonie.
- Dobra Jarvis, pokazuj mi wszystko to, co zapisałem na spotkaniu. Szczególnie pokaż mi ten projekt silnika. Muszę jeszcze go poprawić. – Nie musiał dodawać, że na większym widoku od razu lepiej mu się pracowało. Hologramy od razu się rozświetliły, a komputer mu odpowiedział krótkim „Tak, sir”. Z szuflady biurka wyciągnął specjalny wskaźnik. Stare przyzwyczajenie, kiedy jeszcze nie operował na hologramach, tylko musiał rysować na podkładce elektronicznej. Zaczął kreślić coś po hologramie, a Jarvis interpretować każdy jego ruch. Dziewczyną zupełnie się nie przejmował. Uznał, że jeśli będzie czegoś potrzebować (a pewnie nie będzie chciała… albo przynajmniej miał taką nadzieję), to go zaczepi. W teorii mogła się przecież zapytać go o wszystko. Na tym też między innymi miało polegać to stypendium, a nie na jedynie dostępie do jego bazy danych i laboratoriów (rzecz jasna wybranych)… Chyba.
Najwyraźniej oboli nie czuli się dobrze w własnym towarzystwie. Nie dziwiła się temu, ponieważ nie słyszała, żeby wcześniej fundowanego przez niego stypendium łączyło się z możliwością korzystania z laboratorium. Z drugiej strony na samym początku nie spodziewała się, że będzie miał problem z swobodnym poruszaniem się wokół jej malutkiej przestrzeni. Nieco zesztywniała, gdy przechodził obok, by potem na powrót się rozluźnić. Po co dalej w to brnęła? Po co? Im dłużej o tym myślała tym bardziej miała ochotę mocno uderzyć się w czoło i wyjść stąd jak najszybciej. A mimo to nadal tutaj siedziała.
Z ciekawości dyskretnie zmniejszyła głośność muzyki. Nie wiedziała czy wygląda na osobą chcącą podsłuchać rozmowę. Tempo robienia notatek nagle drastycznie spadło. Cóż, jeśli nie odważy się teraz, później nie będzie miała ku temu okazji. Po odłożeniu słuchawek odchrząknęła cicho.
- Nad czym konkretnie pracujesz? O ile mogę wiedzieć - zwróciła się do Starka zaraz po odwróceniu krzesła w jego stronę. Podwinęła nogi pod siebie i usiadła po turecku, przerzucając wzrok w stronę hologramu. Nawet bez odpowiedniego wytłumaczenia i tego, że wspomniał o tym wcześniej, rozpoznała silnik. Z pewną dozą zaciekawienia oczekiwała odpowiedzi.
- Silnik hybrydowy – odpowiedział automatycznie, nie przerywając swojej pracy. Jego podzielność uwagi była naprawdę godna podziwu. Mógł równie dobrze rozmawiać o dzisiejszym obiedzie, a z boku rozwiązywać najtrudniejsze równania matematyczne. I chyba tylko za to lubił swojego ojca – za to, że odziedziczył po nim trochę geniuszu.
- Z całym szacunkiem do Audi, ale powoli wypadają z obiegu. Nawet E-tron nie spełnił moich oczekiwań. – Jak miał zresztą, skoro był hybrydą, ale nie zasilaną przez reaktor łukowy, do którego miał dostęp tylko on? O takich szczegółach nie wspominał. Wolał zająć się nimi sam, coś zrewolucjonizować, coś naprawić, coś pomajsterkować, a na końcu wymienić prawie wszystko w swoich samochodach. Z szacunkiem podchodził jedynie do starych samochodów, w których tylko pielęgnował to, co było w środku. Nie ulepszał ich, uznając, że byłaby to jednak swojego rodzaju profanacja.
- Fascynująca lektura? – zapytał, spoglądając na nią przez chwilę, a następnie powracając jednak do swojego projektu. Na końcu języka miał pytanie, dlaczego po prostu nie przekona się o wszystkim w praktyce, ale z drugiej strony różni byli ludzie. On wolał uczyć się na swoim doświadczeniu, a w szczególności pomijać różne testy bezpieczeństwa. Jego komputer aż nadto o tym wiedział.
- Napęd szeregowy czy równoległy?
Hybryda. Połączenie dwóch struktur napędzających jedno urządzenie. O ile wierzyć słowom profesora, na którego zajęcia chodziła, ich dokładniejszą analizą mieli zająć się dopiero pod koniec roku. Automatyczność udzielonej odpowiedzi nie była dla niej nowością, ponieważ w podobny sposób zwracał się już wcześniej.
- Wypadają z obiegu nie tylko pod tym względem. Wizualnie stają się coraz bardziej nudne… i nie ma w niczym nowego. - Z drugiej strony nadal była to hybryda. Może nie taka, jakiej oczekiwał? Mimo, że posiadała ważne prawo jazdy, wstrzymywała się z zakupem pojazdu. Poruszanie się komunikacją miejską było wygodniejsze i tańsze. Przeglądanie ofert sprzedaży używanych aut potrafiło przyprawić ją o ból głowy. Zazwyczaj nic nie było w stanie trafić w jej gusta nie tylko przez cenę, ale i wygląd, który ponoć dla kobiet miał pierwszorzędne znaczenie. Swoją postawą nie zaprzeczała temu stwierdzeniu.
W pierwszym odruchu po usłyszeniu pytania parsknęła zduszonym śmiechem.
- Nie, zdecydowanie nie.. Może dla mojego profesora owszem. Niestety wypracowanie samo się nie napisze.
- Szeregowy – odparł, zastanawiając się, czy w ogóle potrzebuje hybrydy, skoro jego reaktor łukowy potrafił zasilać całą zbroję, miał awaryjne zasilanie w postaci kolejnego reaktora i właściwie to nigdy nie potrzebował korzystać z tego awaryjnego… chyba że coś wymagało od niego użycia większej mocy niż zwykle. - Chociaż zaczynam się poważnie zastanawiać, czy potrzebuję hybrydy. W zbroi nie posiadam. – Podrapał się w okolicy skroni, ale jego ręka wciąż pracowała, dorysowując jeszcze różne rzeczy do rysunku, a Jarvisowi każąc wykonać skomplikowane obliczenia. - W takim razie, jakie auto Ci się podoba? I co od niego wymagasz? – Nie pomyślałby nigdy, że będzie rozmawiał z nią na temat samochodów, ale jakoś rozmowa sama naturalnie przeskoczyła na ten tor. I sam był zdziwiony, że właściwie nie miał nic przeciwko temu. - Miałem to samo. – Tylko że on był młodszy, kiedy poszedł na studia. Przeskoczył wiele klas, w liceum nie było dla niego nic do roboty. Przyjęli go do MIT, wręcz wylęgarni geniuszy takich jak on. Profesorowie stawiali przed nim różne zagadki, ale wkrótce i oni wymiękli przed nim. Ciekawe co by było, gdyby miał możliwość porozmawiania z Einsteinem… Też by wymiękł, czy może Stark wymiękłby jako pierwszy? - Zawsze możesz powiedzieć, że Ci pies je zjadł. Albo pokazać coś lepszego niż wypracowanie. Nie pamiętam właściwie, bym sam kiedykolwiek oddał rozprawkę na studia. Prędzej jak coś pisałem na papierze to schemat, jak co podłączałem. – W tym samym momencie jedno z mechanicznych ramion, które dłubało coś przy fiolkach z bliżej nieokreślonymi substancjami, odwróciło się, wydając bardzo charakterystyczny dźwięk. – Dummy, nie patrz tak na mnie. Zdobyłem Tobą doktorat. – Jakkolwiek by to nie brzmiało. – A jesteś głupi…
Awaryjne… Zawsze coś mogło pójść nie tak. Biorąc pod uwagę jego doświadczenie i geniusz brał pod uwagę wszystkie możliwości, ale coś w ostatniej chwili mogło się zmienić i pokrzyżować plany. Dmuchanie na zimne opanowała do perfekcji.
- Zawsze byłoby to jakieś dodatkowo ubezpieczenie. - Wzruszyła ramionami, wgryzając się w jabłko. Kim była, żeby mówić mu, co powinien robić? Pokręciła głową. Obserwowanie Starka podczas pracy miało w sobie coś zajmującego. W świecie wielkich korporacji, uniwersytetów zabijających się o dotacje, ludźmi goniącymi za pieniędzmi trudno było znaleźć kogoś, kto wykonuje zadanie z pasją. Miała wrażenie, że on taki był.
- Wymagam dużej prędkości. Jednocześnie chciałabym, żeby funkcjonalność i wygoda szła z tym w parze. I, rzecz jasna, ma być… wyrafinowany. - Mówiąc o wyrafinowaniu miała na myśli wygląd. Która kobieta nie chciałaby mieć w garażu auta łączącego w sobie te cechy? Niestety takie maszyny miały jedną wadę, przez którą mogła tylko przypatrywać się im na zdjęciach w profesjonalnych piśmidłach, mogąc jedynie marzyć o dotykaniu skóry na kierownicy i czuciu niesamowitej prędkości pod stopami. Cena.
Skinęła głową. Znała historię o przeskakiwaniu z klasy do klasy, aby po krótkim upływie czasu zmienić normalne liceum na tę wylęgarnię talentów, geniuszy… Była kimś zupełnie innym. Nauka nie wchodziła jej do głowy tak łatwo. Ślęczenie nad podręcznikami do późna stało się codziennością nawet w weekendy. Nie mogła i nie potrafiła odpuścić szansy danej przez życie.
- O nie, Suzuka nie tknęłaby mojej pracy. Wie, że mogłaby się nabawić przez nią niestrawności.
Z powodu tego niewybrednego żartu zaczęła trząść się ze śmiechu. Mało brakowało, by spadła z krzesła i obiła ciało o twardą podłogę, jednak w ostatniej chwili udało jej się tego uniknąć. Mimo to nadal nie mogła przestać się śmiać. Przyłożenie wolnej dłoni do napiętego brzucha niestety nic nie zmieniło.
- Ubezpieczenie – powtórzył po niej. Jego głos bardziej przypomniał smutny pomruk niż przyznanie jej racji. Nawiedziła go wizja straconej matki. Klocki hamulcowe. Niby to było powodem ich wypadku. Kupił tę firmę i nie zauważył żadnych nieprawidłowości, ale i tak przez lata z uporem maniaka sprawdzał wszystko… - Brzmi jak opis mojej zbroi – stwierdził, na chwilę przestając kreślić w powietrzu, a przyglądając się schematowi, który sprawdził. Jarvis ponownie wykonał obliczenia. Wychodziło, że silnik elektryczny był o wiele mocniejszy niż spalinowy. Nic w tym zresztą dziwnego uwzględniając jego zasilanie. – Ma tylko jedną wadę. Nie jest samochodem. – Wbrew pozorom Stark czasami lubił przesiąść się za kółko sportowego samochodu. Lubił niskie zawieszenie. Wtedy mógł naprawdę poczuć drogę. W typowym sportowym bolidzie mu nie pasowało, było za ciasno, ale samochód… to było coś innego. Inne wrażenia, inne odczucia. Uniósł brew do góry, gdy młoda dziewczyna zaczęła śmiać się jak opętana. Odłożył pisak, a Jarvis zgasił hologramy. Odwrócił się w jej stronę na obrotowym krześle. - Jestem aż tak śmieszny? Czy on jest śmieszny? – Wskazał palcem na mechaniczne ramię, które zaczęło udawać baletnicę – dosłownie zaczęło obracać się wokół własnej osi i chyba udawać, że tańczy. Stark naprawdę zaczynał się zastanawiać, czy to ramię jest tak głupie, czy może Jarvis robił wszystko, by go zirytować (bo jakby nie patrzeć to komputer mógł operować Dummym, Dumm-E miał swoją „świadomość”, ale nie aż tak inteligentną, jaką mógł poszczycić się Jarvis). - Za jaką karę. – Schował twarz w swoich dłoniach, nie mogąc spojrzeć na to, co wyrabia mechaniczne ramię. Był pewien, że to wszystko po to, aby ją rozśmieszyć. Na pewno!
Na pewno nie pomyślałaby o samochodzie jako zbroi. Jej wyobraźnia nie sięgała aż tak daleko, ponieważ wiedziała, jak dużo ludzi ginie rocznie w wypadkach samochodowych. Znajdowała coraz więcej minusów do listy potwierdzającej wybór braku zakupu auta. Z drugiej strony równie dobrze mogła przyrównać ten schemat do siebie. Mogła bać się studiów i zrezygnować wyłącznie z powodu obaw, które mogły okazać się bezpodstawnie. Mogła przegapić coś naprawdę ważnego.
Machnęła niemrawo dłonią. Nie… on zdecydowanie nie był śmieszny. Poważna mina mówiła sama za siebie i powinien zdawać sobie z tego sprawę. W pierwszej chwili czynnikiem odpowiadający za niekontrolowany napad śmiechu była wizja Suzuki zjadającej jej wypracowanie dla zgrzybiałego profesora. Potem przez zaciśnięte powieki z trudem ujrzała mechaniczne ramię wykonujące podrygi uchodzące za taniec. To wystarczyło na dobre kilka minut zapomnienia o całym świecie.
- Nnnn… Nie. Nie oceniałabym tego jako kary. - Głos Vivianne był zachrypnięty. Powiedzenie składnego zdania kosztowało ją wiele sił. Powoli zaczynała się uspokajać, czego dowód stanowiło ocieranie kącików oczu opuszkami palców i brak gwałtownych spazmów przechodzących przez obolały brzuch.
Cierpliwość Starka trochę się kurczyła – żyłka pulsowała na jego czole, kiedy Dummy wciąż głupkowato tańczył, a Jarvis nie reagował na każdą prośbę, którą Tony wysyłał mu poprzez swoje połączenie. Może jednak nie do końca połączył swój mózg z komputerem? Nie zamierzał jednak tego sprawdzać przy dziewczynie. Nie chciał, by ktokolwiek wiedział, że eksperymentował na takim poziomie. Przecież to był już nawet pierwszy krok, by zrobić z żyjącego człowieka androida… - A co to ma być? Masz to, na co zasłużyłeś? – zapytał już retorycznie. – Wracając do wypracowania… - Spojrzał krytycznie na dziewczynę, kiedy przestała się już śmiać. Wbrew pozorom był to bardziej wzrok karcącego ojca niż zażenowanie czy powątpienie. - …możesz to zlecić Jarvisowi. Nie masz czasu na głupoty. Pokażę Ci coś innego. Byłaś już na ostatnim piętrze przy reaktorze? – Niech zaryzykuje. Co prawda nie było to zbyt fascynujące, ale niektórzy uznawali, że patrząc na reakcje w nim zachodzące, uspokajają się. Na Tony’ego chyba nie działało, bo zdążył się przyzwyczaić do niego. W centralnej części klatki piersiowej odznaczało się małe urządzenie, które przytrzymywało go przy życiu.
Reakcja - a przede wszystkim wzrok - Starka reagującego na sytuację z tańczącym ramieniem otrzeźwiło jej myślenie. Potarła wierzchem dłoni pulsującą skroń i sięgnęła po butelkę soku, upijając porządny łyk. Czymś musiała złagodzić drapiące gardło. Nie mogła opuścić zajęć z byle jakiego powodu jakim jest tak prozaiczna dolegliwość. Słysząc, co powiedział, mocno zmarszczyła czoło i zacisnęła usta w wąską kreskę.
- Żadna praca mająca zostać wykonana przez mnie nie jest głupotą. - Z trudem powstrzymała się od warknięcia. Po śmiechu dziewczyny trudno było doszukać się bladego śladu. Najwyraźniej perspektywa spędzenia chwili przy reaktorze ostatecznie ostudziła jej zapędy. Po włożeniu soku z powrotem do torby zsunęła się z krzesła, czekając na dalsze instrukcje odnośnie wycieczki. Nie dało się ukryć, że nie była zadowolona z tego, co usłyszała, aczkolwiek czy nie miał choć odrobiny racji? W końcu powinna zająć się czymś w rodzaju praktyki. Niestety ich poglądy na życie wskutek wcześniejszych doświadczeń nie można określić jako spójnych.
Stark przewrócił oczami. Dopiero co dziewczyna uważała, że jej lektura nie jest zajmująca, a teraz broni tematu swojej pracy. Ludzie jednak byli dziwni i nie dało się ich określić tylko jednym słowem. Chyba jeszcze minie dużo czasu, niż Stark cokolwiek się o nich dowie. Chyba łatwiej było mu konstruować inteligentne maszyny niż porozumiewać się z prawdziwymi ludźmi.
Wstał z krzesełka, kierując się w stronę windy. Nie naciskał w niej niczego, wystarczyła tylko myśl. Zresztą, było to dla niego tak bardzo automatyczne, że się nawet nad tym nie zastanawiał. Winda zaczęła szybko zjeżdżać na dół. Mijali kolejne piętra, aż wreszcie zatrzymali się w podziemnym laboratorium, nad którym wyżej chyba znajdował się już tylko garaż samochodowy.
- Zapraszam – odezwał się dopiero teraz, kiedy drzwi się przed nimi otworzyły. Piętro byłoby całkowicie puste, gdyby nie przeogromny reaktor łukowy, który rozbłyskiwał niebieskim światłem, rzucając je na śnieżnobiałe ściany. Po specjalnych schodkach można było podejść bliżej, by mu się przyjrzeć i nawet puknąć w przezroczystą szybkę. Wyciągnął rękę, gestem zapraszając ją, by przyjrzała się z bliska. Nie zamierzał ją o nic wypytywać ani sprawdzać.
Może właśnie o to chodziło? Maszyny mimo posiadania inteligencji to nadal maszyny. Łatwiej współpracuje się z rzeczami, które nie wymagają od Ciebie więcej niż ty im na to pozwolisz. Stark wyznaczał im granice działania. Dlatego nie potrafił porozumieć się z ludźmi - pozornie nie mógł wyznaczać im granic. Nie miał nad nimi kontroli.
Po wejściu do winy ani razu nie spojrzała w jego stronę. Samolubnie skupiła się na sobie, wertując w głowie myśli, które następnie odkładała na szczególne miejsce. Zakładała, że kolejna okazja do kłótni nastąpi już niebawem, dlatego skrzętne przygotowanie argumentów mogło okazać się kluczowe. Cichy szum zatrzymującej się windy wyrwał ją z chwilowego letargu. Zaraz po otworzeniu się drzwi zwróciła uwagę na niebieskiego światło, a nie na sam reaktor. Z drgającymi kącikami warg obserwowała grę cieni na dłoniach i ramionach.
Widząc, że dostaje pełne zaproszenie, usiadła na schodkach. Nie potrzebowała podejść bliżej nie z powodu strachu. Tak było jej wygodniej. Przyciągnęła kolana do piersi, po czym oparła na nich podbródek. Bez słowa podziwu przypatrywała się reaktorowi.
#1
Nikogo nie było. Dobrze. Nie miała ochoty na towarzystwo, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób potoczył się dzisiejszy dzień. Wierzchem dłoni potarła bolącą skroń i nieprzytomnie oparła się czołem o chłodną ścianę. Trwała tak dłuższą chwilę, by po niej doczłapać się kuchni. Powtarzała ten schemat ot kilkunastu tygodni i czuła się tutaj prawie swobodnie. Prawie. Zaraz po wyjściu z uczelni powinna skierować się do swojego skromnego mieszkania, a nie do miejsca, którego właścicielem była osoba fundująca jej stypendium. Dostała taki przywilej i korzystała z niego aż do bólu, ale z drugiej strony ostatnio miewała dziwne poczucia dyskomfortu. Zaczęła uważać, że przesiadywanie tutaj po parę godzin dziennie jest czymś, co jej nie wypada, dlatego miała zamiar zaprzestać dalsze wizyty. Ciekawe, jak długo dałaby radę wytrzymać w tym postanowieniu.
Sięgnęła do lodówki po małą butelkę soku pomarańczowego, jabłko i mandarynkę. Włożyła wszystko do torby i zeszła do laboratorium. W końcu odetchnęła głęboko, z ulgą, jakby dopiero teraz pozbywała się napięcia rosnącego od rana. Cichy szum wentylatora i urządzeń powoli wprowadzał ją w normalny stan. Usiadła w miejscu, które zazwyczaj zajmowała i wzięła się za robienie notatek, uprzednio wyjmując kilka książek.
Chociaż większość rzeczy, którymi powinien zająć się jako CEO swojej firmy, oddelegował innym osobom, to i tak wciąż musiał brać udział w idiotycznych zebraniach zarządu, które mniej więcej polegały na tym, że siedział u szczytu stołu i bazgrał coś w swoim elektronicznym notatniku. Jego podzielność uwagi była bardzo dobra, więc nikt nawet nie próbował odważyć się, by próbować „przyłapać” go na „niesłuchaniu”. Wszystko słyszał, ale niekoniecznie komentował. Zebranie nieco się przedłużyło. Kiedy wreszcie był wolny, poszedł wziąć szybki prysznic i przebrać się z garnituru (które, nawiasem mówiąc, bardzo lubił, lecz nie w każdej sytuacji). Na ślepo wybrał szare dresy oraz czarny podkoszulek. Nie chciało mu się suszyć włosów, uznając, że wysuszą się później. Podśpiewując sobie pod nosem jakąś piosenkę zasłyszaną niedawno w radio, przeszedł (a właściwie zjechał na dół windą) do laboratorium. Chyba musiał nacisnąć na nie to piętro, co trzeba, bo zauważył dziewczynę. Pięknie. Akurat jej mu jeszcze brakowało… Sam nie wiedział, jak to się w ogóle stało, że jednak zdecydował się na ten konkurs. Ostatnio jednak naprawdę miał problemy wizerunkowe – jak zresztą dużo znanych osób.
Skrobanie poważnie brzmiących słów miało w sobie coś zajmującego. Zastanawiała się, dlaczego powstały i dlaczego zdecydowano się na taki a nie inny zlepek liter. Może powinna zmienić studia, skoro coraz bardziej zaczęła zagłębiać się w tematy, które nie zajmowały zwyczajnego studenta zajmującego miejsce na kierunku związanymi z naukami ścisłymi. Nie odrywając wzroku od książki wyjęła z torby jabłko i nadgryzła kawałek. Miąższ owocu był wyjątkowo soczysty, przez co po chwili musiała wyciągnąć chusteczkę i wytrzeć sobie kąciki ust, żeby nie wyglądać jak osoba z chorymi śliniankami. Parsknęła zduszonym śmiechem. Zaczynała zachowywać się - co gorsza również myśleć - coraz dziwniej.
Kiedy Stark zjeżdżał na dół windą dziewczyna nawet go nie zauważyła. W jej uszach siedziały słuchawki, a delikatny dźwięk muzyki wydobywający się z nich na zewnątrz sugerował, że głośność została podniesiona do maksimum. Wolną dłonią wystukiwała dość chaotyczny rytm na metalowym blacie. Jego obecność ujawniła się dopiero poprzez niewyraźne odbicie na nóżce lampy. Zerknęła na niego kątem oka i niemrawo pomachała w ramach powitania. Musieli się tolerować jeszcze przez jakiś czas.
Wbrew pozorom tym razem nie czuła się spięta. Może to wina muzyki, która dudniąc w jej uszach nie dopuszczała do głowy żadnych głupich myśli? Jednak nie odważyła się zerknąć na niego drugi raz. Co za dużo to niezdrowo.
Właściwie to może i dobrze, że dziewczyna słuchała muzyki, bo Stark raczej nie był typem, który jako pierwszy się z kimś witał – a już w szczególności w swoim własnym laboratorium. Widząc jednak, że go zauważyła i nawet mu pomachała, uśmiechnął się po swojemu. Zmarszczki na jego twarzy stały się jeszcze bardziej widoczne niż zazwyczaj (chociaż swoją drogą to i tak jego wygląd nie zdradzał jego prawdziwego wieku). Podniósł rękę, poruszając dziwnie palcami. To chyba miał być gest przywitania się… Kto go tam zresztą wie. Przeszedł obok jej biurka, udając się nieco dalej. Dawno nie korzystał z jego piętra, tak jakby o nim zapominając i „oddając” je w ręce dziewczyny. Usiadł przy drugim biurko i dwa razy zaklaskał w dłonie.
- Dobra Jarvis, pokazuj mi wszystko to, co zapisałem na spotkaniu. Szczególnie pokaż mi ten projekt silnika. Muszę jeszcze go poprawić. – Nie musiał dodawać, że na większym widoku od razu lepiej mu się pracowało. Hologramy od razu się rozświetliły, a komputer mu odpowiedział krótkim „Tak, sir”. Z szuflady biurka wyciągnął specjalny wskaźnik. Stare przyzwyczajenie, kiedy jeszcze nie operował na hologramach, tylko musiał rysować na podkładce elektronicznej. Zaczął kreślić coś po hologramie, a Jarvis interpretować każdy jego ruch. Dziewczyną zupełnie się nie przejmował. Uznał, że jeśli będzie czegoś potrzebować (a pewnie nie będzie chciała… albo przynajmniej miał taką nadzieję), to go zaczepi. W teorii mogła się przecież zapytać go o wszystko. Na tym też między innymi miało polegać to stypendium, a nie na jedynie dostępie do jego bazy danych i laboratoriów (rzecz jasna wybranych)… Chyba.
Najwyraźniej oboli nie czuli się dobrze w własnym towarzystwie. Nie dziwiła się temu, ponieważ nie słyszała, żeby wcześniej fundowanego przez niego stypendium łączyło się z możliwością korzystania z laboratorium. Z drugiej strony na samym początku nie spodziewała się, że będzie miał problem z swobodnym poruszaniem się wokół jej malutkiej przestrzeni. Nieco zesztywniała, gdy przechodził obok, by potem na powrót się rozluźnić. Po co dalej w to brnęła? Po co? Im dłużej o tym myślała tym bardziej miała ochotę mocno uderzyć się w czoło i wyjść stąd jak najszybciej. A mimo to nadal tutaj siedziała.
Z ciekawości dyskretnie zmniejszyła głośność muzyki. Nie wiedziała czy wygląda na osobą chcącą podsłuchać rozmowę. Tempo robienia notatek nagle drastycznie spadło. Cóż, jeśli nie odważy się teraz, później nie będzie miała ku temu okazji. Po odłożeniu słuchawek odchrząknęła cicho.
- Nad czym konkretnie pracujesz? O ile mogę wiedzieć - zwróciła się do Starka zaraz po odwróceniu krzesła w jego stronę. Podwinęła nogi pod siebie i usiadła po turecku, przerzucając wzrok w stronę hologramu. Nawet bez odpowiedniego wytłumaczenia i tego, że wspomniał o tym wcześniej, rozpoznała silnik. Z pewną dozą zaciekawienia oczekiwała odpowiedzi.
- Silnik hybrydowy – odpowiedział automatycznie, nie przerywając swojej pracy. Jego podzielność uwagi była naprawdę godna podziwu. Mógł równie dobrze rozmawiać o dzisiejszym obiedzie, a z boku rozwiązywać najtrudniejsze równania matematyczne. I chyba tylko za to lubił swojego ojca – za to, że odziedziczył po nim trochę geniuszu.
- Z całym szacunkiem do Audi, ale powoli wypadają z obiegu. Nawet E-tron nie spełnił moich oczekiwań. – Jak miał zresztą, skoro był hybrydą, ale nie zasilaną przez reaktor łukowy, do którego miał dostęp tylko on? O takich szczegółach nie wspominał. Wolał zająć się nimi sam, coś zrewolucjonizować, coś naprawić, coś pomajsterkować, a na końcu wymienić prawie wszystko w swoich samochodach. Z szacunkiem podchodził jedynie do starych samochodów, w których tylko pielęgnował to, co było w środku. Nie ulepszał ich, uznając, że byłaby to jednak swojego rodzaju profanacja.
- Fascynująca lektura? – zapytał, spoglądając na nią przez chwilę, a następnie powracając jednak do swojego projektu. Na końcu języka miał pytanie, dlaczego po prostu nie przekona się o wszystkim w praktyce, ale z drugiej strony różni byli ludzie. On wolał uczyć się na swoim doświadczeniu, a w szczególności pomijać różne testy bezpieczeństwa. Jego komputer aż nadto o tym wiedział.
- Napęd szeregowy czy równoległy?
Hybryda. Połączenie dwóch struktur napędzających jedno urządzenie. O ile wierzyć słowom profesora, na którego zajęcia chodziła, ich dokładniejszą analizą mieli zająć się dopiero pod koniec roku. Automatyczność udzielonej odpowiedzi nie była dla niej nowością, ponieważ w podobny sposób zwracał się już wcześniej.
- Wypadają z obiegu nie tylko pod tym względem. Wizualnie stają się coraz bardziej nudne… i nie ma w niczym nowego. - Z drugiej strony nadal była to hybryda. Może nie taka, jakiej oczekiwał? Mimo, że posiadała ważne prawo jazdy, wstrzymywała się z zakupem pojazdu. Poruszanie się komunikacją miejską było wygodniejsze i tańsze. Przeglądanie ofert sprzedaży używanych aut potrafiło przyprawić ją o ból głowy. Zazwyczaj nic nie było w stanie trafić w jej gusta nie tylko przez cenę, ale i wygląd, który ponoć dla kobiet miał pierwszorzędne znaczenie. Swoją postawą nie zaprzeczała temu stwierdzeniu.
W pierwszym odruchu po usłyszeniu pytania parsknęła zduszonym śmiechem.
- Nie, zdecydowanie nie.. Może dla mojego profesora owszem. Niestety wypracowanie samo się nie napisze.
- Szeregowy – odparł, zastanawiając się, czy w ogóle potrzebuje hybrydy, skoro jego reaktor łukowy potrafił zasilać całą zbroję, miał awaryjne zasilanie w postaci kolejnego reaktora i właściwie to nigdy nie potrzebował korzystać z tego awaryjnego… chyba że coś wymagało od niego użycia większej mocy niż zwykle. - Chociaż zaczynam się poważnie zastanawiać, czy potrzebuję hybrydy. W zbroi nie posiadam. – Podrapał się w okolicy skroni, ale jego ręka wciąż pracowała, dorysowując jeszcze różne rzeczy do rysunku, a Jarvisowi każąc wykonać skomplikowane obliczenia. - W takim razie, jakie auto Ci się podoba? I co od niego wymagasz? – Nie pomyślałby nigdy, że będzie rozmawiał z nią na temat samochodów, ale jakoś rozmowa sama naturalnie przeskoczyła na ten tor. I sam był zdziwiony, że właściwie nie miał nic przeciwko temu. - Miałem to samo. – Tylko że on był młodszy, kiedy poszedł na studia. Przeskoczył wiele klas, w liceum nie było dla niego nic do roboty. Przyjęli go do MIT, wręcz wylęgarni geniuszy takich jak on. Profesorowie stawiali przed nim różne zagadki, ale wkrótce i oni wymiękli przed nim. Ciekawe co by było, gdyby miał możliwość porozmawiania z Einsteinem… Też by wymiękł, czy może Stark wymiękłby jako pierwszy? - Zawsze możesz powiedzieć, że Ci pies je zjadł. Albo pokazać coś lepszego niż wypracowanie. Nie pamiętam właściwie, bym sam kiedykolwiek oddał rozprawkę na studia. Prędzej jak coś pisałem na papierze to schemat, jak co podłączałem. – W tym samym momencie jedno z mechanicznych ramion, które dłubało coś przy fiolkach z bliżej nieokreślonymi substancjami, odwróciło się, wydając bardzo charakterystyczny dźwięk. – Dummy, nie patrz tak na mnie. Zdobyłem Tobą doktorat. – Jakkolwiek by to nie brzmiało. – A jesteś głupi…
Awaryjne… Zawsze coś mogło pójść nie tak. Biorąc pod uwagę jego doświadczenie i geniusz brał pod uwagę wszystkie możliwości, ale coś w ostatniej chwili mogło się zmienić i pokrzyżować plany. Dmuchanie na zimne opanowała do perfekcji.
- Zawsze byłoby to jakieś dodatkowo ubezpieczenie. - Wzruszyła ramionami, wgryzając się w jabłko. Kim była, żeby mówić mu, co powinien robić? Pokręciła głową. Obserwowanie Starka podczas pracy miało w sobie coś zajmującego. W świecie wielkich korporacji, uniwersytetów zabijających się o dotacje, ludźmi goniącymi za pieniędzmi trudno było znaleźć kogoś, kto wykonuje zadanie z pasją. Miała wrażenie, że on taki był.
- Wymagam dużej prędkości. Jednocześnie chciałabym, żeby funkcjonalność i wygoda szła z tym w parze. I, rzecz jasna, ma być… wyrafinowany. - Mówiąc o wyrafinowaniu miała na myśli wygląd. Która kobieta nie chciałaby mieć w garażu auta łączącego w sobie te cechy? Niestety takie maszyny miały jedną wadę, przez którą mogła tylko przypatrywać się im na zdjęciach w profesjonalnych piśmidłach, mogąc jedynie marzyć o dotykaniu skóry na kierownicy i czuciu niesamowitej prędkości pod stopami. Cena.
Skinęła głową. Znała historię o przeskakiwaniu z klasy do klasy, aby po krótkim upływie czasu zmienić normalne liceum na tę wylęgarnię talentów, geniuszy… Była kimś zupełnie innym. Nauka nie wchodziła jej do głowy tak łatwo. Ślęczenie nad podręcznikami do późna stało się codziennością nawet w weekendy. Nie mogła i nie potrafiła odpuścić szansy danej przez życie.
- O nie, Suzuka nie tknęłaby mojej pracy. Wie, że mogłaby się nabawić przez nią niestrawności.
Z powodu tego niewybrednego żartu zaczęła trząść się ze śmiechu. Mało brakowało, by spadła z krzesła i obiła ciało o twardą podłogę, jednak w ostatniej chwili udało jej się tego uniknąć. Mimo to nadal nie mogła przestać się śmiać. Przyłożenie wolnej dłoni do napiętego brzucha niestety nic nie zmieniło.
- Ubezpieczenie – powtórzył po niej. Jego głos bardziej przypomniał smutny pomruk niż przyznanie jej racji. Nawiedziła go wizja straconej matki. Klocki hamulcowe. Niby to było powodem ich wypadku. Kupił tę firmę i nie zauważył żadnych nieprawidłowości, ale i tak przez lata z uporem maniaka sprawdzał wszystko… - Brzmi jak opis mojej zbroi – stwierdził, na chwilę przestając kreślić w powietrzu, a przyglądając się schematowi, który sprawdził. Jarvis ponownie wykonał obliczenia. Wychodziło, że silnik elektryczny był o wiele mocniejszy niż spalinowy. Nic w tym zresztą dziwnego uwzględniając jego zasilanie. – Ma tylko jedną wadę. Nie jest samochodem. – Wbrew pozorom Stark czasami lubił przesiąść się za kółko sportowego samochodu. Lubił niskie zawieszenie. Wtedy mógł naprawdę poczuć drogę. W typowym sportowym bolidzie mu nie pasowało, było za ciasno, ale samochód… to było coś innego. Inne wrażenia, inne odczucia. Uniósł brew do góry, gdy młoda dziewczyna zaczęła śmiać się jak opętana. Odłożył pisak, a Jarvis zgasił hologramy. Odwrócił się w jej stronę na obrotowym krześle. - Jestem aż tak śmieszny? Czy on jest śmieszny? – Wskazał palcem na mechaniczne ramię, które zaczęło udawać baletnicę – dosłownie zaczęło obracać się wokół własnej osi i chyba udawać, że tańczy. Stark naprawdę zaczynał się zastanawiać, czy to ramię jest tak głupie, czy może Jarvis robił wszystko, by go zirytować (bo jakby nie patrzeć to komputer mógł operować Dummym, Dumm-E miał swoją „świadomość”, ale nie aż tak inteligentną, jaką mógł poszczycić się Jarvis). - Za jaką karę. – Schował twarz w swoich dłoniach, nie mogąc spojrzeć na to, co wyrabia mechaniczne ramię. Był pewien, że to wszystko po to, aby ją rozśmieszyć. Na pewno!
Na pewno nie pomyślałaby o samochodzie jako zbroi. Jej wyobraźnia nie sięgała aż tak daleko, ponieważ wiedziała, jak dużo ludzi ginie rocznie w wypadkach samochodowych. Znajdowała coraz więcej minusów do listy potwierdzającej wybór braku zakupu auta. Z drugiej strony równie dobrze mogła przyrównać ten schemat do siebie. Mogła bać się studiów i zrezygnować wyłącznie z powodu obaw, które mogły okazać się bezpodstawnie. Mogła przegapić coś naprawdę ważnego.
Machnęła niemrawo dłonią. Nie… on zdecydowanie nie był śmieszny. Poważna mina mówiła sama za siebie i powinien zdawać sobie z tego sprawę. W pierwszej chwili czynnikiem odpowiadający za niekontrolowany napad śmiechu była wizja Suzuki zjadającej jej wypracowanie dla zgrzybiałego profesora. Potem przez zaciśnięte powieki z trudem ujrzała mechaniczne ramię wykonujące podrygi uchodzące za taniec. To wystarczyło na dobre kilka minut zapomnienia o całym świecie.
- Nnnn… Nie. Nie oceniałabym tego jako kary. - Głos Vivianne był zachrypnięty. Powiedzenie składnego zdania kosztowało ją wiele sił. Powoli zaczynała się uspokajać, czego dowód stanowiło ocieranie kącików oczu opuszkami palców i brak gwałtownych spazmów przechodzących przez obolały brzuch.
Cierpliwość Starka trochę się kurczyła – żyłka pulsowała na jego czole, kiedy Dummy wciąż głupkowato tańczył, a Jarvis nie reagował na każdą prośbę, którą Tony wysyłał mu poprzez swoje połączenie. Może jednak nie do końca połączył swój mózg z komputerem? Nie zamierzał jednak tego sprawdzać przy dziewczynie. Nie chciał, by ktokolwiek wiedział, że eksperymentował na takim poziomie. Przecież to był już nawet pierwszy krok, by zrobić z żyjącego człowieka androida… - A co to ma być? Masz to, na co zasłużyłeś? – zapytał już retorycznie. – Wracając do wypracowania… - Spojrzał krytycznie na dziewczynę, kiedy przestała się już śmiać. Wbrew pozorom był to bardziej wzrok karcącego ojca niż zażenowanie czy powątpienie. - …możesz to zlecić Jarvisowi. Nie masz czasu na głupoty. Pokażę Ci coś innego. Byłaś już na ostatnim piętrze przy reaktorze? – Niech zaryzykuje. Co prawda nie było to zbyt fascynujące, ale niektórzy uznawali, że patrząc na reakcje w nim zachodzące, uspokajają się. Na Tony’ego chyba nie działało, bo zdążył się przyzwyczaić do niego. W centralnej części klatki piersiowej odznaczało się małe urządzenie, które przytrzymywało go przy życiu.
Reakcja - a przede wszystkim wzrok - Starka reagującego na sytuację z tańczącym ramieniem otrzeźwiło jej myślenie. Potarła wierzchem dłoni pulsującą skroń i sięgnęła po butelkę soku, upijając porządny łyk. Czymś musiała złagodzić drapiące gardło. Nie mogła opuścić zajęć z byle jakiego powodu jakim jest tak prozaiczna dolegliwość. Słysząc, co powiedział, mocno zmarszczyła czoło i zacisnęła usta w wąską kreskę.
- Żadna praca mająca zostać wykonana przez mnie nie jest głupotą. - Z trudem powstrzymała się od warknięcia. Po śmiechu dziewczyny trudno było doszukać się bladego śladu. Najwyraźniej perspektywa spędzenia chwili przy reaktorze ostatecznie ostudziła jej zapędy. Po włożeniu soku z powrotem do torby zsunęła się z krzesła, czekając na dalsze instrukcje odnośnie wycieczki. Nie dało się ukryć, że nie była zadowolona z tego, co usłyszała, aczkolwiek czy nie miał choć odrobiny racji? W końcu powinna zająć się czymś w rodzaju praktyki. Niestety ich poglądy na życie wskutek wcześniejszych doświadczeń nie można określić jako spójnych.
#1
Nikogo nie było. Dobrze. Nie miała ochoty na towarzystwo, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób potoczył się dzisiejszy dzień. Wierzchem dłoni potarła bolącą skroń i nieprzytomnie oparła się czołem o chłodną ścianę. Trwała tak dłuższą chwilę, by po niej doczłapać się kuchni. Powtarzała ten schemat ot kilkunastu tygodni i czuła się tutaj prawie swobodnie. Prawie. Zaraz po wyjściu z uczelni powinna skierować się do swojego skromnego mieszkania, a nie do miejsca, którego właścicielem była osoba fundująca jej stypendium. Dostała taki przywilej i korzystała z niego aż do bólu, ale z drugiej strony ostatnio miewała dziwne poczucia dyskomfortu. Zaczęła uważać, że przesiadywanie tutaj po parę godzin dziennie jest czymś, co jej nie wypada, dlatego miała zamiar zaprzestać dalsze wizyty. Ciekawe, jak długo dałaby radę wytrzymać w tym postanowieniu.
Sięgnęła do lodówki po małą butelkę soku pomarańczowego, jabłko i mandarynkę. Włożyła wszystko do torby i zeszła do laboratorium. W końcu odetchnęła głęboko, z ulgą, jakby dopiero teraz pozbywała się napięcia rosnącego od rana. Cichy szum wentylatora i urządzeń powoli wprowadzał ją w normalny stan. Usiadła w miejscu, które zazwyczaj zajmowała i wzięła się za robienie notatek, uprzednio wyjmując kilka książek.
Chociaż większość rzeczy, którymi powinien zająć się jako CEO swojej firmy, oddelegował innym osobom, to i tak wciąż musiał brać udział w idiotycznych zebraniach zarządu, które mniej więcej polegały na tym, że siedział u szczytu stołu i bazgrał coś w swoim elektronicznym notatniku. Jego podzielność uwagi była bardzo dobra, więc nikt nawet nie próbował odważyć się, by próbować „przyłapać” go na „niesłuchaniu”. Wszystko słyszał, ale niekoniecznie komentował. Zebranie nieco się przedłużyło. Kiedy wreszcie był wolny, poszedł wziąć szybki prysznic i przebrać się z garnituru (które, nawiasem mówiąc, bardzo lubił, lecz nie w każdej sytuacji). Na ślepo wybrał szare dresy oraz czarny podkoszulek. Nie chciało mu się suszyć włosów, uznając, że wysuszą się później. Podśpiewując sobie pod nosem jakąś piosenkę zasłyszaną niedawno w radio, przeszedł (a właściwie zjechał na dół windą) do laboratorium. Chyba musiał nacisnąć na nie to piętro, co trzeba, bo zauważył dziewczynę. Pięknie. Akurat jej mu jeszcze brakowało… Sam nie wiedział, jak to się w ogóle stało, że jednak zdecydował się na ten konkurs. Ostatnio jednak naprawdę miał problemy wizerunkowe – jak zresztą dużo znanych osób.
Skrobanie poważnie brzmiących słów miało w sobie coś zajmującego. Zastanawiała się, dlaczego powstały i dlaczego zdecydowano się na taki a nie inny zlepek liter. Może powinna zmienić studia, skoro coraz bardziej zaczęła zagłębiać się w tematy, które nie zajmowały zwyczajnego studenta zajmującego miejsce na kierunku związanymi z naukami ścisłymi. Nie odrywając wzroku od książki wyjęła z torby jabłko i nadgryzła kawałek. Miąższ owocu był wyjątkowo soczysty, przez co po chwili musiała wyciągnąć chusteczkę i wytrzeć sobie kąciki ust, żeby nie wyglądać jak osoba z chorymi śliniankami. Parsknęła zduszonym śmiechem. Zaczynała zachowywać się - co gorsza również myśleć - coraz dziwniej.
Kiedy Stark zjeżdżał na dół windą dziewczyna nawet go nie zauważyła. W jej uszach siedziały słuchawki, a delikatny dźwięk muzyki wydobywający się z nich na zewnątrz sugerował, że głośność została podniesiona do maksimum. Wolną dłonią wystukiwała dość chaotyczny rytm na metalowym blacie. Jego obecność ujawniła się dopiero poprzez niewyraźne odbicie na nóżce lampy. Zerknęła na niego kątem oka i niemrawo pomachała w ramach powitania. Musieli się tolerować jeszcze przez jakiś czas.
Wbrew pozorom tym razem nie czuła się spięta. Może to wina muzyki, która dudniąc w jej uszach nie dopuszczała do głowy żadnych głupich myśli? Jednak nie odważyła się zerknąć na niego drugi raz. Co za dużo to niezdrowo.
Właściwie to może i dobrze, że dziewczyna słuchała muzyki, bo Stark raczej nie był typem, który jako pierwszy się z kimś witał – a już w szczególności w swoim własnym laboratorium. Widząc jednak, że go zauważyła i nawet mu pomachała, uśmiechnął się po swojemu. Zmarszczki na jego twarzy stały się jeszcze bardziej widoczne niż zazwyczaj (chociaż swoją drogą to i tak jego wygląd nie zdradzał jego prawdziwego wieku). Podniósł rękę, poruszając dziwnie palcami. To chyba miał być gest przywitania się… Kto go tam zresztą wie. Przeszedł obok jej biurka, udając się nieco dalej. Dawno nie korzystał z jego piętra, tak jakby o nim zapominając i „oddając” je w ręce dziewczyny. Usiadł przy drugim biurko i dwa razy zaklaskał w dłonie.
- Dobra Jarvis, pokazuj mi wszystko to, co zapisałem na spotkaniu. Szczególnie pokaż mi ten projekt silnika. Muszę jeszcze go poprawić. – Nie musiał dodawać, że na większym widoku od razu lepiej mu się pracowało. Hologramy od razu się rozświetliły, a komputer mu odpowiedział krótkim „Tak, sir”. Z szuflady biurka wyciągnął specjalny wskaźnik. Stare przyzwyczajenie, kiedy jeszcze nie operował na hologramach, tylko musiał rysować na podkładce elektronicznej. Zaczął kreślić coś po hologramie, a Jarvis interpretować każdy jego ruch. Dziewczyną zupełnie się nie przejmował. Uznał, że jeśli będzie czegoś potrzebować (a pewnie nie będzie chciała… albo przynajmniej miał taką nadzieję), to go zaczepi. W teorii mogła się przecież zapytać go o wszystko. Na tym też między innymi miało polegać to stypendium, a nie na jedynie dostępie do jego bazy danych i laboratoriów (rzecz jasna wybranych)… Chyba.
Najwyraźniej oboli nie czuli się dobrze w własnym towarzystwie. Nie dziwiła się temu, ponieważ nie słyszała, żeby wcześniej fundowanego przez niego stypendium łączyło się z możliwością korzystania z laboratorium. Z drugiej strony na samym początku nie spodziewała się, że będzie miał problem z swobodnym poruszaniem się wokół jej malutkiej przestrzeni. Nieco zesztywniała, gdy przechodził obok, by potem na powrót się rozluźnić. Po co dalej w to brnęła? Po co? Im dłużej o tym myślała tym bardziej miała ochotę mocno uderzyć się w czoło i wyjść stąd jak najszybciej. A mimo to nadal tutaj siedziała.
Z ciekawości dyskretnie zmniejszyła głośność muzyki. Nie wiedziała czy wygląda na osobą chcącą podsłuchać rozmowę. Tempo robienia notatek nagle drastycznie spadło. Cóż, jeśli nie odważy się teraz, później nie będzie miała ku temu okazji. Po odłożeniu słuchawek odchrząknęła cicho.
- Nad czym konkretnie pracujesz? O ile mogę wiedzieć - zwróciła się do Starka zaraz po odwróceniu krzesła w jego stronę. Podwinęła nogi pod siebie i usiadła po turecku, przerzucając wzrok w stronę hologramu. Nawet bez odpowiedniego wytłumaczenia i tego, że wspomniał o tym wcześniej, rozpoznała silnik. Z pewną dozą zaciekawienia oczekiwała odpowiedzi.
- Silnik hybrydowy – odpowiedział automatycznie, nie przerywając swojej pracy. Jego podzielność uwagi była naprawdę godna podziwu. Mógł równie dobrze rozmawiać o dzisiejszym obiedzie, a z boku rozwiązywać najtrudniejsze równania matematyczne. I chyba tylko za to lubił swojego ojca – za to, że odziedziczył po nim trochę geniuszu.
- Z całym szacunkiem do Audi, ale powoli wypadają z obiegu. Nawet E-tron nie spełnił moich oczekiwań. – Jak miał zresztą, skoro był hybrydą, ale nie zasilaną przez reaktor łukowy, do którego miał dostęp tylko on? O takich szczegółach nie wspominał. Wolał zająć się nimi sam, coś zrewolucjonizować, coś naprawić, coś pomajsterkować, a na końcu wymienić prawie wszystko w swoich samochodach. Z szacunkiem podchodził jedynie do starych samochodów, w których tylko pielęgnował to, co było w środku. Nie ulepszał ich, uznając, że byłaby to jednak swojego rodzaju profanacja.
- Fascynująca lektura? – zapytał, spoglądając na nią przez chwilę, a następnie powracając jednak do swojego projektu. Na końcu języka miał pytanie, dlaczego po prostu nie przekona się o wszystkim w praktyce, ale z drugiej strony różni byli ludzie. On wolał uczyć się na swoim doświadczeniu, a w szczególności pomijać różne testy bezpieczeństwa. Jego komputer aż nadto o tym wiedział.
- Napęd szeregowy czy równoległy?
Hybryda. Połączenie dwóch struktur napędzających jedno urządzenie. O ile wierzyć słowom profesora, na którego zajęcia chodziła, ich dokładniejszą analizą mieli zająć się dopiero pod koniec roku. Automatyczność udzielonej odpowiedzi nie była dla niej nowością, ponieważ w podobny sposób zwracał się już wcześniej.
- Wypadają z obiegu nie tylko pod tym względem. Wizualnie stają się coraz bardziej nudne… i nie ma w niczym nowego. - Z drugiej strony nadal była to hybryda. Może nie taka, jakiej oczekiwał? Mimo, że posiadała ważne prawo jazdy, wstrzymywała się z zakupem pojazdu. Poruszanie się komunikacją miejską było wygodniejsze i tańsze. Przeglądanie ofert sprzedaży używanych aut potrafiło przyprawić ją o ból głowy. Zazwyczaj nic nie było w stanie trafić w jej gusta nie tylko przez cenę, ale i wygląd, który ponoć dla kobiet miał pierwszorzędne znaczenie. Swoją postawą nie zaprzeczała temu stwierdzeniu.
W pierwszym odruchu po usłyszeniu pytania parsknęła zduszonym śmiechem.
- Nie, zdecydowanie nie.. Może dla mojego profesora owszem. Niestety wypracowanie samo się nie napisze.
- Szeregowy – odparł, zastanawiając się, czy w ogóle potrzebuje hybrydy, skoro jego reaktor łukowy potrafił zasilać całą zbroję, miał awaryjne zasilanie w postaci kolejnego reaktora i właściwie to nigdy nie potrzebował korzystać z tego awaryjnego… chyba że coś wymagało od niego użycia większej mocy niż zwykle. - Chociaż zaczynam się poważnie zastanawiać, czy potrzebuję hybrydy. W zbroi nie posiadam. – Podrapał się w okolicy skroni, ale jego ręka wciąż pracowała, dorysowując jeszcze różne rzeczy do rysunku, a Jarvisowi każąc wykonać skomplikowane obliczenia. - W takim razie, jakie auto Ci się podoba? I co od niego wymagasz? – Nie pomyślałby nigdy, że będzie rozmawiał z nią na temat samochodów, ale jakoś rozmowa sama naturalnie przeskoczyła na ten tor. I sam był zdziwiony, że właściwie nie miał nic przeciwko temu. - Miałem to samo. – Tylko że on był młodszy, kiedy poszedł na studia. Przeskoczył wiele klas, w liceum nie było dla niego nic do roboty. Przyjęli go do MIT, wręcz wylęgarni geniuszy takich jak on. Profesorowie stawiali przed nim różne zagadki, ale wkrótce i oni wymiękli przed nim. Ciekawe co by było, gdyby miał możliwość porozmawiania z Einsteinem… Też by wymiękł, czy może Stark wymiękłby jako pierwszy? - Zawsze możesz powiedzieć, że Ci pies je zjadł. Albo pokazać coś lepszego niż wypracowanie. Nie pamiętam właściwie, bym sam kiedykolwiek oddał rozprawkę na studia. Prędzej jak coś pisałem na papierze to schemat, jak co podłączałem. – W tym samym momencie jedno z mechanicznych ramion, które dłubało coś przy fiolkach z bliżej nieokreślonymi substancjami, odwróciło się, wydając bardzo charakterystyczny dźwięk. – Dummy, nie patrz tak na mnie. Zdobyłem Tobą doktorat. – Jakkolwiek by to nie brzmiało. – A jesteś głupi…
Awaryjne… Zawsze coś mogło pójść nie tak. Biorąc pod uwagę jego doświadczenie i geniusz brał pod uwagę wszystkie możliwości, ale coś w ostatniej chwili mogło się zmienić i pokrzyżować plany. Dmuchanie na zimne opanowała do perfekcji.
- Zawsze byłoby to jakieś dodatkowo ubezpieczenie. - Wzruszyła ramionami, wgryzając się w jabłko. Kim była, żeby mówić mu, co powinien robić? Pokręciła głową. Obserwowanie Starka podczas pracy miało w sobie coś zajmującego. W świecie wielkich korporacji, uniwersytetów zabijających się o dotacje, ludźmi goniącymi za pieniędzmi trudno było znaleźć kogoś, kto wykonuje zadanie z pasją. Miała wrażenie, że on taki był.
- Wymagam dużej prędkości. Jednocześnie chciałabym, żeby funkcjonalność i wygoda szła z tym w parze. I, rzecz jasna, ma być… wyrafinowany. - Mówiąc o wyrafinowaniu miała na myśli wygląd. Która kobieta nie chciałaby mieć w garażu auta łączącego w sobie te cechy? Niestety takie maszyny miały jedną wadę, przez którą mogła tylko przypatrywać się im na zdjęciach w profesjonalnych piśmidłach, mogąc jedynie marzyć o dotykaniu skóry na kierownicy i czuciu niesamowitej prędkości pod stopami. Cena.
Skinęła głową. Znała historię o przeskakiwaniu z klasy do klasy, aby po krótkim upływie czasu zmienić normalne liceum na tę wylęgarnię talentów, geniuszy… Była kimś zupełnie innym. Nauka nie wchodziła jej do głowy tak łatwo. Ślęczenie nad podręcznikami do późna stało się codziennością nawet w weekendy. Nie mogła i nie potrafiła odpuścić szansy danej przez życie.
- O nie, Suzuka nie tknęłaby mojej pracy. Wie, że mogłaby się nabawić przez nią niestrawności.
Z powodu tego niewybrednego żartu zaczęła trząść się ze śmiechu. Mało brakowało, by spadła z krzesła i obiła ciało o twardą podłogę, jednak w ostatniej chwili udało jej się tego uniknąć. Mimo to nadal nie mogła przestać się śmiać. Przyłożenie wolnej dłoni do napiętego brzucha niestety nic nie zmieniło.
- Ubezpieczenie – powtórzył po niej. Jego głos bardziej przypomniał smutny pomruk niż przyznanie jej racji. Nawiedziła go wizja straconej matki. Klocki hamulcowe. Niby to było powodem ich wypadku. Kupił tę firmę i nie zauważył żadnych nieprawidłowości, ale i tak przez lata z uporem maniaka sprawdzał wszystko… - Brzmi jak opis mojej zbroi – stwierdził, na chwilę przestając kreślić w powietrzu, a przyglądając się schematowi, który sprawdził. Jarvis ponownie wykonał obliczenia. Wychodziło, że silnik elektryczny był o wiele mocniejszy niż spalinowy. Nic w tym zresztą dziwnego uwzględniając jego zasilanie. – Ma tylko jedną wadę. Nie jest samochodem. – Wbrew pozorom Stark czasami lubił przesiąść się za kółko sportowego samochodu. Lubił niskie zawieszenie. Wtedy mógł naprawdę poczuć drogę. W typowym sportowym bolidzie mu nie pasowało, było za ciasno, ale samochód… to było coś innego. Inne wrażenia, inne odczucia. Uniósł brew do góry, gdy młoda dziewczyna zaczęła śmiać się jak opętana. Odłożył pisak, a Jarvis zgasił hologramy. Odwrócił się w jej stronę na obrotowym krześle. - Jestem aż tak śmieszny? Czy on jest śmieszny? – Wskazał palcem na mechaniczne ramię, które zaczęło udawać baletnicę – dosłownie zaczęło obracać się wokół własnej osi i chyba udawać, że tańczy. Stark naprawdę zaczynał się zastanawiać, czy to ramię jest tak głupie, czy może Jarvis robił wszystko, by go zirytować (bo jakby nie patrzeć to komputer mógł operować Dummym, Dumm-E miał swoją „świadomość”, ale nie aż tak inteligentną, jaką mógł poszczycić się Jarvis). - Za jaką karę. – Schował twarz w swoich dłoniach, nie mogąc spojrzeć na to, co wyrabia mechaniczne ramię. Był pewien, że to wszystko po to, aby ją rozśmieszyć. Na pewno!
Na pewno nie pomyślałaby o samochodzie jako zbroi. Jej wyobraźnia nie sięgała aż tak daleko, ponieważ wiedziała, jak dużo ludzi ginie rocznie w wypadkach samochodowych. Znajdowała coraz więcej minusów do listy potwierdzającej wybór braku zakupu auta. Z drugiej strony równie dobrze mogła przyrównać ten schemat do siebie. Mogła bać się studiów i zrezygnować wyłącznie z powodu obaw, które mogły okazać się bezpodstawnie. Mogła przegapić coś naprawdę ważnego.
Machnęła niemrawo dłonią. Nie... on zdecydowanie nie był śmieszny. Poważna mina mówiła sama za siebie i powinien zdawać sobie z tego sprawę. W pierwszej chwili czynnikiem odpowiadający za niekontrolowany napad śmiechu była wizja Suzuki zjadającej jej wypracowanie dla zgrzybiałego profesora. Potem przez zaciśnięte powieki z trudem ujrzała mechaniczne ramię wykonujące podrygi uchodzące za taniec. To wystarczyło na dobre kilka minut zapomnienia o całym świecie.
- Nnnn... Nie. Nie oceniałabym tego jako kary. - Głos Vivianne był zachrypnięty. Powiedzenie składnego zdania kosztowało ją wiele sił. Powoli zaczynała się uspokajać, czego dowód stanowiło ocieranie kącików oczu opuszkami palców i brak gwałtownych spazmów przechodzących przez obolały brzuch.
#1
Nikogo nie było. Dobrze. Nie miała ochoty na towarzystwo, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób potoczył się dzisiejszy dzień. Wierzchem dłoni potarła bolącą skroń i nieprzytomnie oparła się czołem o chłodną ścianę. Trwała tak dłuższą chwilę, by po niej doczłapać się kuchni. Powtarzała ten schemat ot kilkunastu tygodni i czuła się tutaj prawie swobodnie. Prawie. Zaraz po wyjściu z uczelni powinna skierować się do swojego skromnego mieszkania, a nie do miejsca, którego właścicielem była osoba fundująca jej stypendium. Dostała taki przywilej i korzystała z niego aż do bólu, ale z drugiej strony ostatnio miewała dziwne poczucia dyskomfortu. Zaczęła uważać, że przesiadywanie tutaj po parę godzin dziennie jest czymś, co jej nie wypada, dlatego miała zamiar zaprzestać dalsze wizyty. Ciekawe, jak długo dałaby radę wytrzymać w tym postanowieniu.
Sięgnęła do lodówki po małą butelkę soku pomarańczowego, jabłko i mandarynkę. Włożyła wszystko do torby i zeszła do laboratorium. W końcu odetchnęła głęboko, z ulgą, jakby dopiero teraz pozbywała się napięcia rosnącego od rana. Cichy szum wentylatora i urządzeń powoli wprowadzał ją w normalny stan. Usiadła w miejscu, które zazwyczaj zajmowała i wzięła się za robienie notatek, uprzednio wyjmując kilka książek.
Chociaż większość rzeczy, którymi powinien zająć się jako CEO swojej firmy, oddelegował innym osobom, to i tak wciąż musiał brać udział w idiotycznych zebraniach zarządu, które mniej więcej polegały na tym, że siedział u szczytu stołu i bazgrał coś w swoim elektronicznym notatniku. Jego podzielność uwagi była bardzo dobra, więc nikt nawet nie próbował odważyć się, by próbować „przyłapać” go na „niesłuchaniu”. Wszystko słyszał, ale niekoniecznie komentował. Zebranie nieco się przedłużyło. Kiedy wreszcie był wolny, poszedł wziąć szybki prysznic i przebrać się z garnituru (które, nawiasem mówiąc, bardzo lubił, lecz nie w każdej sytuacji). Na ślepo wybrał szare dresy oraz czarny podkoszulek. Nie chciało mu się suszyć włosów, uznając, że wysuszą się później. Podśpiewując sobie pod nosem jakąś piosenkę zasłyszaną niedawno w radio, przeszedł (a właściwie zjechał na dół windą) do laboratorium. Chyba musiał nacisnąć na nie to piętro, co trzeba, bo zauważył dziewczynę. Pięknie. Akurat jej mu jeszcze brakowało… Sam nie wiedział, jak to się w ogóle stało, że jednak zdecydował się na ten konkurs. Ostatnio jednak naprawdę miał problemy wizerunkowe – jak zresztą dużo znanych osób.
Skrobanie poważnie brzmiących słów miało w sobie coś zajmującego. Zastanawiała się, dlaczego powstały i dlaczego zdecydowano się na taki a nie inny zlepek liter. Może powinna zmienić studia, skoro coraz bardziej zaczęła zagłębiać się w tematy, które nie zajmowały zwyczajnego studenta zajmującego miejsce na kierunku związanymi z naukami ścisłymi. Nie odrywając wzroku od książki wyjęła z torby jabłko i nadgryzła kawałek. Miąższ owocu był wyjątkowo soczysty, przez co po chwili musiała wyciągnąć chusteczkę i wytrzeć sobie kąciki ust, żeby nie wyglądać jak osoba z chorymi śliniankami. Parsknęła zduszonym śmiechem. Zaczynała zachowywać się - co gorsza również myśleć - coraz dziwniej.
Kiedy Stark zjeżdżał na dół windą dziewczyna nawet go nie zauważyła. W jej uszach siedziały słuchawki, a delikatny dźwięk muzyki wydobywający się z nich na zewnątrz sugerował, że głośność została podniesiona do maksimum. Wolną dłonią wystukiwała dość chaotyczny rytm na metalowym blacie. Jego obecność ujawniła się dopiero poprzez niewyraźne odbicie na nóżce lampy. Zerknęła na niego kątem oka i niemrawo pomachała w ramach powitania. Musieli się tolerować jeszcze przez jakiś czas.
Wbrew pozorom tym razem nie czuła się spięta. Może to wina muzyki, która dudniąc w jej uszach nie dopuszczała do głowy żadnych głupich myśli? Jednak nie odważyła się zerknąć na niego drugi raz. Co za dużo to niezdrowo.
Właściwie to może i dobrze, że dziewczyna słuchała muzyki, bo Stark raczej nie był typem, który jako pierwszy się z kimś witał – a już w szczególności w swoim własnym laboratorium. Widząc jednak, że go zauważyła i nawet mu pomachała, uśmiechnął się po swojemu. Zmarszczki na jego twarzy stały się jeszcze bardziej widoczne niż zazwyczaj (chociaż swoją drogą to i tak jego wygląd nie zdradzał jego prawdziwego wieku). Podniósł rękę, poruszając dziwnie palcami. To chyba miał być gest przywitania się… Kto go tam zresztą wie. Przeszedł obok jej biurka, udając się nieco dalej. Dawno nie korzystał z jego piętra, tak jakby o nim zapominając i „oddając” je w ręce dziewczyny. Usiadł przy drugim biurko i dwa razy zaklaskał w dłonie.
- Dobra Jarvis, pokazuj mi wszystko to, co zapisałem na spotkaniu. Szczególnie pokaż mi ten projekt silnika. Muszę jeszcze go poprawić. – Nie musiał dodawać, że na większym widoku od razu lepiej mu się pracowało. Hologramy od razu się rozświetliły, a komputer mu odpowiedział krótkim „Tak, sir”. Z szuflady biurka wyciągnął specjalny wskaźnik. Stare przyzwyczajenie, kiedy jeszcze nie operował na hologramach, tylko musiał rysować na podkładce elektronicznej. Zaczął kreślić coś po hologramie, a Jarvis interpretować każdy jego ruch. Dziewczyną zupełnie się nie przejmował. Uznał, że jeśli będzie czegoś potrzebować (a pewnie nie będzie chciała… albo przynajmniej miał taką nadzieję), to go zaczepi. W teorii mogła się przecież zapytać go o wszystko. Na tym też między innymi miało polegać to stypendium, a nie na jedynie dostępie do jego bazy danych i laboratoriów (rzecz jasna wybranych)… Chyba.
Najwyraźniej oboli nie czuli się dobrze w własnym towarzystwie. Nie dziwiła się temu, ponieważ nie słyszała, żeby wcześniej fundowanego przez niego stypendium łączyło się z możliwością korzystania z laboratorium. Z drugiej strony na samym początku nie spodziewała się, że będzie miał problem z swobodnym poruszaniem się wokół jej malutkiej przestrzeni. Nieco zesztywniała, gdy przechodził obok, by potem na powrót się rozluźnić. Po co dalej w to brnęła? Po co? Im dłużej o tym myślała tym bardziej miała ochotę mocno uderzyć się w czoło i wyjść stąd jak najszybciej. A mimo to nadal tutaj siedziała.
Z ciekawości dyskretnie zmniejszyła głośność muzyki. Nie wiedziała czy wygląda na osobą chcącą podsłuchać rozmowę. Tempo robienia notatek nagle drastycznie spadło. Cóż, jeśli nie odważy się teraz, później nie będzie miała ku temu okazji. Po odłożeniu słuchawek odchrząknęła cicho.
- Nad czym konkretnie pracujesz? O ile mogę wiedzieć - zwróciła się do Starka zaraz po odwróceniu krzesła w jego stronę. Podwinęła nogi pod siebie i usiadła po turecku, przerzucając wzrok w stronę hologramu. Nawet bez odpowiedniego wytłumaczenia i tego, że wspomniał o tym wcześniej, rozpoznała silnik. Z pewną dozą zaciekawienia oczekiwała odpowiedzi.
- Silnik hybrydowy – odpowiedział automatycznie, nie przerywając swojej pracy. Jego podzielność uwagi była naprawdę godna podziwu. Mógł równie dobrze rozmawiać o dzisiejszym obiedzie, a z boku rozwiązywać najtrudniejsze równania matematyczne. I chyba tylko za to lubił swojego ojca – za to, że odziedziczył po nim trochę geniuszu.
- Z całym szacunkiem do Audi, ale powoli wypadają z obiegu. Nawet E-tron nie spełnił moich oczekiwań. – Jak miał zresztą, skoro był hybrydą, ale nie zasilaną przez reaktor łukowy, do którego miał dostęp tylko on? O takich szczegółach nie wspominał. Wolał zająć się nimi sam, coś zrewolucjonizować, coś naprawić, coś pomajsterkować, a na końcu wymienić prawie wszystko w swoich samochodach. Z szacunkiem podchodził jedynie do starych samochodów, w których tylko pielęgnował to, co było w środku. Nie ulepszał ich, uznając, że byłaby to jednak swojego rodzaju profanacja.
- Fascynująca lektura? – zapytał, spoglądając na nią przez chwilę, a następnie powracając jednak do swojego projektu. Na końcu języka miał pytanie, dlaczego po prostu nie przekona się o wszystkim w praktyce, ale z drugiej strony różni byli ludzie. On wolał uczyć się na swoim doświadczeniu, a w szczególności pomijać różne testy bezpieczeństwa. Jego komputer aż nadto o tym wiedział.
- Napęd szeregowy czy równoległy?
Hybryda. Połączenie dwóch struktur napędzających jedno urządzenie. O ile wierzyć słowom profesora, na którego zajęcia chodziła, ich dokładniejszą analizą mieli zająć się dopiero pod koniec roku. Automatyczność udzielonej odpowiedzi nie była dla niej nowością, ponieważ w podobny sposób zwracał się już wcześniej.
- Wypadają z obiegu nie tylko pod tym względem. Wizualnie stają się coraz bardziej nudne… i nie ma w niczym nowego. - Z drugiej strony nadal była to hybryda. Może nie taka, jakiej oczekiwał? Mimo, że posiadała ważne prawo jazdy, wstrzymywała się z zakupem pojazdu. Poruszanie się komunikacją miejską było wygodniejsze i tańsze. Przeglądanie ofert sprzedaży używanych aut potrafiło przyprawić ją o ból głowy. Zazwyczaj nic nie było w stanie trafić w jej gusta nie tylko przez cenę, ale i wygląd, który ponoć dla kobiet miał pierwszorzędne znaczenie. Swoją postawą nie zaprzeczała temu stwierdzeniu.
W pierwszym odruchu po usłyszeniu pytania parsknęła zduszonym śmiechem.
- Nie, zdecydowanie nie.. Może dla mojego profesora owszem. Niestety wypracowanie samo się nie napisze.
- Szeregowy – odparł, zastanawiając się, czy w ogóle potrzebuje hybrydy, skoro jego reaktor łukowy potrafił zasilać całą zbroję, miał awaryjne zasilanie w postaci kolejnego reaktora i właściwie to nigdy nie potrzebował korzystać z tego awaryjnego… chyba że coś wymagało od niego użycia większej mocy niż zwykle. - Chociaż zaczynam się poważnie zastanawiać, czy potrzebuję hybrydy. W zbroi nie posiadam. – Podrapał się w okolicy skroni, ale jego ręka wciąż pracowała, dorysowując jeszcze różne rzeczy do rysunku, a Jarvisowi każąc wykonać skomplikowane obliczenia. - W takim razie, jakie auto Ci się podoba? I co od niego wymagasz? – Nie pomyślałby nigdy, że będzie rozmawiał z nią na temat samochodów, ale jakoś rozmowa sama naturalnie przeskoczyła na ten tor. I sam był zdziwiony, że właściwie nie miał nic przeciwko temu. - Miałem to samo. – Tylko że on był młodszy, kiedy poszedł na studia. Przeskoczył wiele klas, w liceum nie było dla niego nic do roboty. Przyjęli go do MIT, wręcz wylęgarni geniuszy takich jak on. Profesorowie stawiali przed nim różne zagadki, ale wkrótce i oni wymiękli przed nim. Ciekawe co by było, gdyby miał możliwość porozmawiania z Einsteinem… Też by wymiękł, czy może Stark wymiękłby jako pierwszy? - Zawsze możesz powiedzieć, że Ci pies je zjadł. Albo pokazać coś lepszego niż wypracowanie. Nie pamiętam właściwie, bym sam kiedykolwiek oddał rozprawkę na studia. Prędzej jak coś pisałem na papierze to schemat, jak co podłączałem. – W tym samym momencie jedno z mechanicznych ramion, które dłubało coś przy fiolkach z bliżej nieokreślonymi substancjami, odwróciło się, wydając bardzo charakterystyczny dźwięk. – Dummy, nie patrz tak na mnie. Zdobyłem Tobą doktorat. – Jakkolwiek by to nie brzmiało. – A jesteś głupi…
Awaryjne... Zawsze coś mogło pójść nie tak. Biorąc pod uwagę jego doświadczenie i geniusz brał pod uwagę wszystkie możliwości, ale coś w ostatniej chwili mogło się zmienić i pokrzyżować plany. Dmuchanie na zimne opanowała do perfekcji.
- Zawsze byłoby to jakieś dodatkowo ubezpieczenie. - Wzruszyła ramionami, wgryzając się w jabłko. Kim była, żeby mówić mu, co powinien robić? Pokręciła głową. Obserwowanie Starka podczas pracy miało w sobie coś zajmującego. W świecie wielkich korporacji, uniwersytetów zabijających się o dotacje, ludźmi goniącymi za pieniędzmi trudno było znaleźć kogoś, kto wykonuje zadanie z pasją. Miała wrażenie, że on taki był.
- Wymagam dużej prędkości. Jednocześnie chciałabym, żeby funkcjonalność i wygoda szła z tym w parze. I, rzecz jasna, ma być... wyrafinowany. - Mówiąc o wyrafinowaniu miała na myśli wygląd. Która kobieta nie chciałaby mieć w garażu auta łączącego w sobie te cechy? Niestety takie maszyny miały jedną wadę, przez którą mogła tylko przypatrywać się im na zdjęciach w profesjonalnych piśmidłach, mogąc jedynie marzyć o dotykaniu skóry na kierownicy i czuciu niesamowitej prędkości pod stopami. Cena.
Skinęła głową. Znała historię o przeskakiwaniu z klasy do klasy, aby po krótkim upływie czasu zmienić normalne liceum na tę wylęgarnię talentów, geniuszy... Była kimś zupełnie innym. Nauka nie wchodziła jej do głowy tak łatwo. Ślęczenie nad podręcznikami do późna stało się codziennością nawet w weekendy. Nie mogła i nie potrafiła odpuścić szansy danej przez życie.
- O nie, Suzuka nie tknęłaby mojej pracy. Wie, że mogłaby się nabawić przez nią niestrawności.
Z powodu tego niewybrednego żartu zaczęła trząść się ze śmiechu. Mało brakowało, by spadła z krzesła i obiła ciało o twardą podłogę, jednak w ostatniej chwili udało jej się tego uniknąć. Mimo to nadal nie mogła przestać się śmiać. Przyłożenie wolnej dłoni do napiętego brzucha niestety nic nie zmieniło.
#1
Nikogo nie było. Dobrze. Nie miała ochoty na towarzystwo, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób potoczył się dzisiejszy dzień. Wierzchem dłoni potarła bolącą skroń i nieprzytomnie oparła się czołem o chłodną ścianę. Trwała tak dłuższą chwilę, by po niej doczłapać się kuchni. Powtarzała ten schemat ot kilkunastu tygodni i czuła się tutaj prawie swobodnie. Prawie. Zaraz po wyjściu z uczelni powinna skierować się do swojego skromnego mieszkania, a nie do miejsca, którego właścicielem była osoba fundująca jej stypendium. Dostała taki przywilej i korzystała z niego aż do bólu, ale z drugiej strony ostatnio miewała dziwne poczucia dyskomfortu. Zaczęła uważać, że przesiadywanie tutaj po parę godzin dziennie jest czymś, co jej nie wypada, dlatego miała zamiar zaprzestać dalsze wizyty. Ciekawe, jak długo dałaby radę wytrzymać w tym postanowieniu.
Sięgnęła do lodówki po małą butelkę soku pomarańczowego, jabłko i mandarynkę. Włożyła wszystko do torby i zeszła do laboratorium. W końcu odetchnęła głęboko, z ulgą, jakby dopiero teraz pozbywała się napięcia rosnącego od rana. Cichy szum wentylatora i urządzeń powoli wprowadzał ją w normalny stan. Usiadła w miejscu, które zazwyczaj zajmowała i wzięła się za robienie notatek, uprzednio wyjmując kilka książek.
Chociaż większość rzeczy, którymi powinien zająć się jako CEO swojej firmy, oddelegował innym osobom, to i tak wciąż musiał brać udział w idiotycznych zebraniach zarządu, które mniej więcej polegały na tym, że siedział u szczytu stołu i bazgrał coś w swoim elektronicznym notatniku. Jego podzielność uwagi była bardzo dobra, więc nikt nawet nie próbował odważyć się, by próbować „przyłapać” go na „niesłuchaniu”. Wszystko słyszał, ale niekoniecznie komentował. Zebranie nieco się przedłużyło. Kiedy wreszcie był wolny, poszedł wziąć szybki prysznic i przebrać się z garnituru (które, nawiasem mówiąc, bardzo lubił, lecz nie w każdej sytuacji). Na ślepo wybrał szare dresy oraz czarny podkoszulek. Nie chciało mu się suszyć włosów, uznając, że wysuszą się później. Podśpiewując sobie pod nosem jakąś piosenkę zasłyszaną niedawno w radio, przeszedł (a właściwie zjechał na dół windą) do laboratorium. Chyba musiał nacisnąć na nie to piętro, co trzeba, bo zauważył dziewczynę. Pięknie. Akurat jej mu jeszcze brakowało… Sam nie wiedział, jak to się w ogóle stało, że jednak zdecydował się na ten konkurs. Ostatnio jednak naprawdę miał problemy wizerunkowe – jak zresztą dużo znanych osób.
Skrobanie poważnie brzmiących słów miało w sobie coś zajmującego. Zastanawiała się, dlaczego powstały i dlaczego zdecydowano się na taki a nie inny zlepek liter. Może powinna zmienić studia, skoro coraz bardziej zaczęła zagłębiać się w tematy, które nie zajmowały zwyczajnego studenta zajmującego miejsce na kierunku związanymi z naukami ścisłymi. Nie odrywając wzroku od książki wyjęła z torby jabłko i nadgryzła kawałek. Miąższ owocu był wyjątkowo soczysty, przez co po chwili musiała wyciągnąć chusteczkę i wytrzeć sobie kąciki ust, żeby nie wyglądać jak osoba z chorymi śliniankami. Parsknęła zduszonym śmiechem. Zaczynała zachowywać się - co gorsza również myśleć - coraz dziwniej.
Kiedy Stark zjeżdżał na dół windą dziewczyna nawet go nie zauważyła. W jej uszach siedziały słuchawki, a delikatny dźwięk muzyki wydobywający się z nich na zewnątrz sugerował, że głośność została podniesiona do maksimum. Wolną dłonią wystukiwała dość chaotyczny rytm na metalowym blacie. Jego obecność ujawniła się dopiero poprzez niewyraźne odbicie na nóżce lampy. Zerknęła na niego kątem oka i niemrawo pomachała w ramach powitania. Musieli się tolerować jeszcze przez jakiś czas.
Wbrew pozorom tym razem nie czuła się spięta. Może to wina muzyki, która dudniąc w jej uszach nie dopuszczała do głowy żadnych głupich myśli? Jednak nie odważyła się zerknąć na niego drugi raz. Co za dużo to niezdrowo.
Właściwie to może i dobrze, że dziewczyna słuchała muzyki, bo Stark raczej nie był typem, który jako pierwszy się z kimś witał – a już w szczególności w swoim własnym laboratorium. Widząc jednak, że go zauważyła i nawet mu pomachała, uśmiechnął się po swojemu. Zmarszczki na jego twarzy stały się jeszcze bardziej widoczne niż zazwyczaj (chociaż swoją drogą to i tak jego wygląd nie zdradzał jego prawdziwego wieku). Podniósł rękę, poruszając dziwnie palcami. To chyba miał być gest przywitania się… Kto go tam zresztą wie. Przeszedł obok jej biurka, udając się nieco dalej. Dawno nie korzystał z jego piętra, tak jakby o nim zapominając i „oddając” je w ręce dziewczyny. Usiadł przy drugim biurko i dwa razy zaklaskał w dłonie.
- Dobra Jarvis, pokazuj mi wszystko to, co zapisałem na spotkaniu. Szczególnie pokaż mi ten projekt silnika. Muszę jeszcze go poprawić. – Nie musiał dodawać, że na większym widoku od razu lepiej mu się pracowało. Hologramy od razu się rozświetliły, a komputer mu odpowiedział krótkim „Tak, sir”. Z szuflady biurka wyciągnął specjalny wskaźnik. Stare przyzwyczajenie, kiedy jeszcze nie operował na hologramach, tylko musiał rysować na podkładce elektronicznej. Zaczął kreślić coś po hologramie, a Jarvis interpretować każdy jego ruch. Dziewczyną zupełnie się nie przejmował. Uznał, że jeśli będzie czegoś potrzebować (a pewnie nie będzie chciała… albo przynajmniej miał taką nadzieję), to go zaczepi. W teorii mogła się przecież zapytać go o wszystko. Na tym też między innymi miało polegać to stypendium, a nie na jedynie dostępie do jego bazy danych i laboratoriów (rzecz jasna wybranych)… Chyba.
Najwyraźniej oboli nie czuli się dobrze w własnym towarzystwie. Nie dziwiła się temu, ponieważ nie słyszała, żeby wcześniej fundowanego przez niego stypendium łączyło się z możliwością korzystania z laboratorium. Z drugiej strony na samym początku nie spodziewała się, że będzie miał problem z swobodnym poruszaniem się wokół jej malutkiej przestrzeni. Nieco zesztywniała, gdy przechodził obok, by potem na powrót się rozluźnić. Po co dalej w to brnęła? Po co? Im dłużej o tym myślała tym bardziej miała ochotę mocno uderzyć się w czoło i wyjść stąd jak najszybciej. A mimo to nadal tutaj siedziała.
Z ciekawości dyskretnie zmniejszyła głośność muzyki. Nie wiedziała czy wygląda na osobą chcącą podsłuchać rozmowę. Tempo robienia notatek nagle drastycznie spadło. Cóż, jeśli nie odważy się teraz, później nie będzie miała ku temu okazji. Po odłożeniu słuchawek odchrząknęła cicho.
- Nad czym konkretnie pracujesz? O ile mogę wiedzieć - zwróciła się do Starka zaraz po odwróceniu krzesła w jego stronę. Podwinęła nogi pod siebie i usiadła po turecku, przerzucając wzrok w stronę hologramu. Nawet bez odpowiedniego wytłumaczenia i tego, że wspomniał o tym wcześniej, rozpoznała silnik. Z pewną dozą zaciekawienia oczekiwała odpowiedzi.
- Silnik hybrydowy – odpowiedział automatycznie, nie przerywając swojej pracy. Jego podzielność uwagi była naprawdę godna podziwu. Mógł równie dobrze rozmawiać o dzisiejszym obiedzie, a z boku rozwiązywać najtrudniejsze równania matematyczne. I chyba tylko za to lubił swojego ojca – za to, że odziedziczył po nim trochę geniuszu.
- Z całym szacunkiem do Audi, ale powoli wypadają z obiegu. Nawet E-tron nie spełnił moich oczekiwań. – Jak miał zresztą, skoro był hybrydą, ale nie zasilaną przez reaktor łukowy, do którego miał dostęp tylko on? O takich szczegółach nie wspominał. Wolał zająć się nimi sam, coś zrewolucjonizować, coś naprawić, coś pomajsterkować, a na końcu wymienić prawie wszystko w swoich samochodach. Z szacunkiem podchodził jedynie do starych samochodów, w których tylko pielęgnował to, co było w środku. Nie ulepszał ich, uznając, że byłaby to jednak swojego rodzaju profanacja.
- Fascynująca lektura? – zapytał, spoglądając na nią przez chwilę, a następnie powracając jednak do swojego projektu. Na końcu języka miał pytanie, dlaczego po prostu nie przekona się o wszystkim w praktyce, ale z drugiej strony różni byli ludzie. On wolał uczyć się na swoim doświadczeniu, a w szczególności pomijać różne testy bezpieczeństwa. Jego komputer aż nadto o tym wiedział.
- Napęd szeregowy czy równoległy?
Hybryda. Połączenie dwóch struktur napędzających jedno urządzenie. O ile wierzyć słowom profesora, na którego zajęcia chodziła, ich dokładniejszą analizą mieli zająć się dopiero pod koniec roku. Automatyczność udzielonej odpowiedzi nie była dla niej nowością, ponieważ w podobny sposób zwracał się już wcześniej.
- Wypadają z obiegu nie tylko pod tym względem. Wizualnie stają się coraz bardziej nudne... i nie ma w niczym nowego. - Z drugiej strony nadal była to hybryda. Może nie taka, jakiej oczekiwał? Mimo, że posiadała ważne prawo jazdy, wstrzymywała się z zakupem pojazdu. Poruszanie się komunikacją miejską było wygodniejsze i tańsze. Przeglądanie ofert sprzedaży używanych aut potrafiło przyprawić ją o ból głowy. Zazwyczaj nic nie było w stanie trafić w jej gusta nie tylko przez cenę, ale i wygląd, który ponoć dla kobiet miał pierwszorzędne znaczenie. Swoją postawą nie zaprzeczała temu stwierdzeniu.
W pierwszym odruchu po usłyszeniu pytania parsknęła zduszonym śmiechem.
- Nie, zdecydowanie nie.. Może dla mojego profesora owszem. Niestety wypracowanie samo się nie napisze.
#1
Nikogo nie było. Dobrze. Nie miała ochoty na towarzystwo, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób potoczył się dzisiejszy dzień. Wierzchem dłoni potarła bolącą skroń i nieprzytomnie oparła się czołem o chłodną ścianę. Trwała tak dłuższą chwilę, by po niej doczłapać się kuchni. Powtarzała ten schemat ot kilkunastu tygodni i czuła się tutaj prawie swobodnie. Prawie. Zaraz po wyjściu z uczelni powinna skierować się do swojego skromnego mieszkania, a nie do miejsca, którego właścicielem była osoba fundująca jej stypendium. Dostała taki przywilej i korzystała z niego aż do bólu, ale z drugiej strony ostatnio miewała dziwne poczucia dyskomfortu. Zaczęła uważać, że przesiadywanie tutaj po parę godzin dziennie jest czymś, co jej nie wypada, dlatego miała zamiar zaprzestać dalsze wizyty. Ciekawe, jak długo dałaby radę wytrzymać w tym postanowieniu.
Sięgnęła do lodówki po małą butelkę soku pomarańczowego, jabłko i mandarynkę. Włożyła wszystko do torby i zeszła do laboratorium. W końcu odetchnęła głęboko, z ulgą, jakby dopiero teraz pozbywała się napięcia rosnącego od rana. Cichy szum wentylatora i urządzeń powoli wprowadzał ją w normalny stan. Usiadła w miejscu, które zazwyczaj zajmowała i wzięła się za robienie notatek, uprzednio wyjmując kilka książek.
Chociaż większość rzeczy, którymi powinien zająć się jako CEO swojej firmy, oddelegował innym osobom, to i tak wciąż musiał brać udział w idiotycznych zebraniach zarządu, które mniej więcej polegały na tym, że siedział u szczytu stołu i bazgrał coś w swoim elektronicznym notatniku. Jego podzielność uwagi była bardzo dobra, więc nikt nawet nie próbował odważyć się, by próbować „przyłapać” go na „niesłuchaniu”. Wszystko słyszał, ale niekoniecznie komentował. Zebranie nieco się przedłużyło. Kiedy wreszcie był wolny, poszedł wziąć szybki prysznic i przebrać się z garnituru (które, nawiasem mówiąc, bardzo lubił, lecz nie w każdej sytuacji). Na ślepo wybrał szare dresy oraz czarny podkoszulek. Nie chciało mu się suszyć włosów, uznając, że wysuszą się później. Podśpiewując sobie pod nosem jakąś piosenkę zasłyszaną niedawno w radio, przeszedł (a właściwie zjechał na dół windą) do laboratorium. Chyba musiał nacisnąć na nie to piętro, co trzeba, bo zauważył dziewczynę. Pięknie. Akurat jej mu jeszcze brakowało… Sam nie wiedział, jak to się w ogóle stało, że jednak zdecydował się na ten konkurs. Ostatnio jednak naprawdę miał problemy wizerunkowe – jak zresztą dużo znanych osób.
Skrobanie poważnie brzmiących słów miało w sobie coś zajmującego. Zastanawiała się, dlaczego powstały i dlaczego zdecydowano się na taki a nie inny zlepek liter. Może powinna zmienić studia, skoro coraz bardziej zaczęła zagłębiać się w tematy, które nie zajmowały zwyczajnego studenta zajmującego miejsce na kierunku związanymi z naukami ścisłymi. Nie odrywając wzroku od książki wyjęła z torby jabłko i nadgryzła kawałek. Miąższ owocu był wyjątkowo soczysty, przez co po chwili musiała wyciągnąć chusteczkę i wytrzeć sobie kąciki ust, żeby nie wyglądać jak osoba z chorymi śliniankami. Parsknęła zduszonym śmiechem. Zaczynała zachowywać się - co gorsza również myśleć - coraz dziwniej.
Kiedy Stark zjeżdżał na dół windą dziewczyna nawet go nie zauważyła. W jej uszach siedziały słuchawki, a delikatny dźwięk muzyki wydobywający się z nich na zewnątrz sugerował, że głośność została podniesiona do maksimum. Wolną dłonią wystukiwała dość chaotyczny rytm na metalowym blacie. Jego obecność ujawniła się dopiero poprzez niewyraźne odbicie na nóżce lampy. Zerknęła na niego kątem oka i niemrawo pomachała w ramach powitania. Musieli się tolerować jeszcze przez jakiś czas.
Wbrew pozorom tym razem nie czuła się spięta. Może to wina muzyki, która dudniąc w jej uszach nie dopuszczała do głowy żadnych głupich myśli? Jednak nie odważyła się zerknąć na niego drugi raz. Co za dużo to niezdrowo.
Właściwie to może i dobrze, że dziewczyna słuchała muzyki, bo Stark raczej nie był typem, który jako pierwszy się z kimś witał – a już w szczególności w swoim własnym laboratorium. Widząc jednak, że go zauważyła i nawet mu pomachała, uśmiechnął się po swojemu. Zmarszczki na jego twarzy stały się jeszcze bardziej widoczne niż zazwyczaj (chociaż swoją drogą to i tak jego wygląd nie zdradzał jego prawdziwego wieku). Podniósł rękę, poruszając dziwnie palcami. To chyba miał być gest przywitania się… Kto go tam zresztą wie. Przeszedł obok jej biurka, udając się nieco dalej. Dawno nie korzystał z jego piętra, tak jakby o nim zapominając i „oddając” je w ręce dziewczyny. Usiadł przy drugim biurko i dwa razy zaklaskał w dłonie.
- Dobra Jarvis, pokazuj mi wszystko to, co zapisałem na spotkaniu. Szczególnie pokaż mi ten projekt silnika. Muszę jeszcze go poprawić. – Nie musiał dodawać, że na większym widoku od razu lepiej mu się pracowało. Hologramy od razu się rozświetliły, a komputer mu odpowiedział krótkim „Tak, sir”. Z szuflady biurka wyciągnął specjalny wskaźnik. Stare przyzwyczajenie, kiedy jeszcze nie operował na hologramach, tylko musiał rysować na podkładce elektronicznej. Zaczął kreślić coś po hologramie, a Jarvis interpretować każdy jego ruch. Dziewczyną zupełnie się nie przejmował. Uznał, że jeśli będzie czegoś potrzebować (a pewnie nie będzie chciała… albo przynajmniej miał taką nadzieję), to go zaczepi. W teorii mogła się przecież zapytać go o wszystko. Na tym też między innymi miało polegać to stypendium, a nie na jedynie dostępie do jego bazy danych i laboratoriów (rzecz jasna wybranych)… Chyba.
Najwyraźniej oboli nie czuli się dobrze w własnym towarzystwie. Nie dziwiła się temu, ponieważ nie słyszała, żeby wcześniej fundowanego przez niego stypendium łączyło się z możliwością korzystania z laboratorium. Z drugiej strony na samym początku nie spodziewała się, że będzie miał problem z swobodnym poruszaniem się wokół jej malutkiej przestrzeni. Nieco zesztywniała, gdy przechodził obok, by potem na powrót się rozluźnić. Po co dalej w to brnęła? Po co? Im dłużej o tym myślała tym bardziej miała ochotę mocno uderzyć się w czoło i wyjść stąd jak najszybciej. A mimo to nadal tutaj siedziała.
Z ciekawości dyskretnie zmniejszyła głośność muzyki. Nie wiedziała czy wygląda na osobą chcącą podsłuchać rozmowę. Tempo robienia notatek nagle drastycznie spadło. Cóż, jeśli nie odważy się teraz, później nie będzie miała ku temu okazji. Po odłożeniu słuchawek odchrząknęła cicho.
- Nad czym konkretnie pracujesz? O ile mogę wiedzieć - zwróciła się do Starka zaraz po odwróceniu krzesła w jego stronę. Podwinęła nogi pod siebie i usiadła po turecku, przerzucając wzrok w stronę hologramu. Nawet bez odpowiedniego wytłumaczenia i tego, że wspomniał o tym wcześniej, rozpoznała silnik. Z pewną dozą zaciekawienia oczekiwała odpowiedzi.
#1
Nikogo nie było. Dobrze. Nie miała ochoty na towarzystwo, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób potoczył się dzisiejszy dzień. Wierzchem dłoni potarła bolącą skroń i nieprzytomnie oparła się czołem o chłodną ścianę. Trwała tak dłuższą chwilę, by po niej doczłapać się kuchni. Powtarzała ten schemat ot kilkunastu tygodni i czuła się tutaj prawie swobodnie. Prawie. Zaraz po wyjściu z uczelni powinna skierować się do swojego skromnego mieszkania, a nie do miejsca, którego właścicielem była osoba fundująca jej stypendium. Dostała taki przywilej i korzystała z niego aż do bólu, ale z drugiej strony ostatnio miewała dziwne poczucia dyskomfortu. Zaczęła uważać, że przesiadywanie tutaj po parę godzin dziennie jest czymś, co jej nie wypada, dlatego miała zamiar zaprzestać dalsze wizyty. Ciekawe, jak długo dałaby radę wytrzymać w tym postanowieniu.
Sięgnęła do lodówki po małą butelkę soku pomarańczowego, jabłko i mandarynkę. Włożyła wszystko do torby i zeszła do laboratorium. W końcu odetchnęła głęboko, z ulgą, jakby dopiero teraz pozbywała się napięcia rosnącego od rana. Cichy szum wentylatora i urządzeń powoli wprowadzał ją w normalny stan. Usiadła w miejscu, które zazwyczaj zajmowała i wzięła się za robienie notatek, uprzednio wyjmując kilka książek.
Chociaż większość rzeczy, którymi powinien zająć się jako CEO swojej firmy, oddelegował innym osobom, to i tak wciąż musiał brać udział w idiotycznych zebraniach zarządu, które mniej więcej polegały na tym, że siedział u szczytu stołu i bazgrał coś w swoim elektronicznym notatniku. Jego podzielność uwagi była bardzo dobra, więc nikt nawet nie próbował odważyć się, by próbować „przyłapać” go na „niesłuchaniu”. Wszystko słyszał, ale niekoniecznie komentował. Zebranie nieco się przedłużyło. Kiedy wreszcie był wolny, poszedł wziąć szybki prysznic i przebrać się z garnituru (które, nawiasem mówiąc, bardzo lubił, lecz nie w każdej sytuacji). Na ślepo wybrał szare dresy oraz czarny podkoszulek. Nie chciało mu się suszyć włosów, uznając, że wysuszą się później. Podśpiewując sobie pod nosem jakąś piosenkę zasłyszaną niedawno w radio, przeszedł (a właściwie zjechał na dół windą) do laboratorium. Chyba musiał nacisnąć na nie to piętro, co trzeba, bo zauważył dziewczynę. Pięknie. Akurat jej mu jeszcze brakowało… Sam nie wiedział, jak to się w ogóle stało, że jednak zdecydował się na ten konkurs. Ostatnio jednak naprawdę miał problemy wizerunkowe – jak zresztą dużo znanych osób.
Skrobanie poważnie brzmiących słów miało w sobie coś zajmującego. Zastanawiała się, dlaczego powstały i dlaczego zdecydowano się na taki a nie inny zlepek liter. Może powinna zmienić studia, skoro coraz bardziej zaczęła zagłębiać się w tematy, które nie zajmowały zwyczajnego studenta zajmującego miejsce na kierunku związanymi z naukami ścisłymi. Nie odrywając wzroku od książki wyjęła z torby jabłko i nadgryzła kawałek. Miąższ owocu był wyjątkowo soczysty, przez co po chwili musiała wyciągnąć chusteczkę i wytrzeć sobie kąciki ust, żeby nie wyglądać jak osoba z chorymi śliniankami. Parsknęła zduszonym śmiechem. Zaczynała zachowywać się - co gorsza również myśleć - coraz dziwniej.
Kiedy Stark zjeżdżał na dół windą dziewczyna nawet go nie zauważyła. W jej uszach siedziały słuchawki, a delikatny dźwięk muzyki wydobywający się z nich na zewnątrz sugerował, że głośność została podniesiona do maksimum. Wolną dłonią wystukiwała dość chaotyczny rytm na metalowym blacie. Jego obecność ujawniła się dopiero poprzez niewyraźne odbicie na nóżce lampy. Zerknęła na niego kątem oka i niemrawo pomachała w ramach powitania. Musieli się tolerować jeszcze przez jakiś czas.
Wbrew pozorom tym razem nie czuła się spięta. Może to wina muzyki, która dudniąc w jej uszach nie dopuszczała do głowy żadnych głupich myśli? Jednak nie odważyła się zerknąć na niego drugi raz. Co za dużo to niezdrowo.
#1
Nikogo nie było. Dobrze. Nie miała ochoty na towarzystwo, biorąc pod uwagę to, w jaki sposób potoczył się dzisiejszy dzień. Wierzchem dłoni potarła bolącą skroń i nieprzytomnie oparła się czołem o chłodną ścianę. Trwała tak dłuższą chwilę, by po niej doczłapać się kuchni. Powtarzała ten schemat ot kilkunastu tygodni i czuła się tutaj prawie swobodnie. Prawie. Zaraz po wyjściu z uczelni powinna skierować się do swojego skromnego mieszkania, a nie do miejsca, którego właścicielem była osoba fundująca jej stypendium. Dostała taki przywilej i korzystała z niego aż do bólu, ale z drugiej strony ostatnio miewała dziwne poczucia dyskomfortu. Zaczęła uważać, że przesiadywanie tutaj po parę godzin dziennie jest czymś, co jej nie wypada, dlatego miała zamiar zaprzestać dalsze wizyty. Ciekawe, jak długo dałaby radę wytrzymać w tym postanowieniu.
Sięgnęła do lodówki po małą butelkę soku pomarańczowego, jabłko i mandarynkę. Włożyła wszystko do torby i zeszła do laboratorium. W końcu odetchnęła głęboko, z ulgą, jakby dopiero teraz pozbywała się napięcia rosnącego od rana. Cichy szum wentylatora i urządzeń powoli wprowadzał ją w normalny stan. Usiadła w miejscu, które zazwyczaj zajmowała i wzięła się za robienie notatek, uprzednio wyjmując kilka książek.