Avatar

Polskie zdania.

@polskie-zdania / polskie-zdania.pl

WITAJ NA BLOGU MARTY KOSTRZYŃSKIEJ
Avatar

- Co daje psychoterapia?

Zamyśliła się.

- Próbuję już dłuższy czas ułożyć zwięzłą odpowiedź na to pytanie, wiesz? Jest bardzo trudno wyjaśnić osobie, która nigdy w takim procesie nie uczestniczyła, jak to się dzieje, że jest lepiej. Jak to się dzieje, że po pewnym czasie naprawdę zaczynasz wiedzieć, o co ci chodzi, co czujesz, czego potrzebujesz, co powinnaś i czego chcesz. To długa droga. Długa. I kręta. I to się nie dzieje od razu. Sporo osób rezygnuje po kilku sesjach z myślą, że miało pomóc, a im jest gorzej. Na początku będzie. Na to trzeba się przygotować. To, co najbardziej cię blokuje, najgłębiej siedzi i najbardziej boli. Właśnie tam będzie trzeba dotrzeć. Stanąć z tym twarzą w twarz - na początek przez sekundę. Później dwie. Dziesięć. Minutę. Po jakimś czasie idziesz z tym czymś na spacer i w końcu jesteście w stanie swobodnie pogadać. Rozmawiacie kilka godzin, a ciebie nie trzęsie. Wracasz do domu i płaczesz. Nikt nie wie, jak ogromnego potwora właśnie pokonałeś. Nigdy nie byłeś tak z siebie dumny. Po pierwszym takim wygranym starciu zawsze rośnie apetyt. Już wiesz, że zmienisz jeszcze to i tamto. Już nawet wiesz jak. Zyskałeś narzędzia, które przydadzą ci się jeszcze nie raz.

- A relacje? Związki? Czy psychoterapia jest w stanie naprawić takie problemy? Pomóc podejmować lepsze decyzje?

- Tak. Psychoterapia daje narzędzia do takiego... zwinniejszego poruszania się po relacjach. Spróbuję wyjaśnić to na przykładzie, który pomógł zrozumieć to mojej przyjaciółce. Wraca do mnie ktoś, kto kiedyś bardzo mnie skrzywdził i obiecuje, że się zmienił. Na czym opierałam wiarę w taką zmianę, nie będąc po psychoterapii?

- Na słowach.

- Na słowach. Tylko i wyłącznie. Ryzykowałam, bo pokładałam nadzieję w tym, co mówi. Ryzykowałam, bo liczyłam na to, że jeśli postanowił wrócić, to dlatego, że naprawdę nie chce już zmarnować mojego czasu. Czy byłam w stanie to jakoś sprawdzić? Dostrzec sygnały, że ta zmiana tak naprawdę nie zaszła? Nie. Nie byłam. Skoro tak powiedział, to tak miało być. Jak się domyślasz, nie było. Później taka sama sytuacja zdarzyła mi się już po ukończonej psychoterapii. Powiem Ci, że sam sposób w jaki otrzymałam te przeprosiny i prośbę o szansę był dla mnie już pierwszym sygnałem, że tam się nic nie zmieniło. Ton, forma, użyte słowa. Ten komunikat niczym nie różnił się od tych, które otrzymywałam, gdy mnie krzywdził. Po przepracowaniu własnych tematów, dobrze wiedziałam ile czasu realnie zajmuje zmiana. Ile czasu, energii i zaangażowania wymaga własny rozwój, pokonywanie blokad i docieranie do największych demonów. Wiedziałam, co za takimi zmianami idzie i gdzie można je dostrzec. Ja bardzo szybko wiedziałam, że on tej pracy nie wykonał. Zachowanie po zachowaniu dostrzegałam w nim dokładnie te same mechanizmy, które kierowały nim jakiś czas temu.

- Nie zgodziłaś się.

- Nie.

- Był w szoku?

- Tak. Przyjaciółka też. Powiedziała mi, że ją by zjadało to, że nie spróbowała, bo co jeśli jednak akurat faktycznie się zmienił. Właśnie dlatego tak trudno jest to wytłumaczyć.

- Bo ty po prostu byłaś pewna, że się nie zmienił.

- Tak. Dla mnie to było widać jak na dłoni.

- Czyli psychoterapia oszczędza też czas!

- Oszczędza. I warto liczyć to w latach. Możliwe, że dojdziesz sam do tych rzeczy, które przepracowywałbyś na terapii. Ja pewnie do sporej ilości bym doszła sama, ale to by było za ile lat? Za pięć? Za dziesięć? Z psychoterapią mam to w dwa. Jeśli ktoś ma potrzebę poświęcić te dziesięć lat, by szczycić się, że zrobił to wszystko sam, to bardzo proszę, ale akurat ja skupiłam się na tym, by nie uciekało mi życie.

- Jesteś zdeterminowana.

- Jestem, tak... Bo był taki okres, że zupełnie siebie opuściłam, wiesz? Porzuciłam jak psa na leśnej drodze i z piskiem opon odjechałam. Jestem sobie za ten czas bardzo dużo winna. Małymi krokami sobie to wszystko wynagradzam. Obdarowuję tym, czego kiedyś drastycznie się pozbawiłam.

- Czyli psychoterapia to prezent od ciebie dla siebie.

- Tak. To powiedzenie sobie samej, że o nic nigdy nie było warto tak bardzo walczyć.

Marta Kostrzyńska

Avatar
Anonymous asked:

Uwielbiam twojego bloga, uwielbiam teksty które tu zamieszczasz. Często łapie się na tym, że właśnie tego potrzebowałam usłyszeć w tym momencie. Dziękuje za to co robisz, mam nadzieję że u ciebie wszystko w porządku

Dziękuję Ci za wiadomość i za to, że tu jesteś, że czytasz ❤️

Tak, u mnie wszystko w porządku i mam nadzieję, że u Ciebie też! A jeśli nie, to mam nadzieję, że niedługo będzie - tego Ci życzę ❤️

Avatar

Było gdzieś między 3 a 4 rano, kolejny dzień z rzędu nie spała. Nic nie pozbawiało ją snu tak bardzo jak niewiedza. Wolała znać najgorszą prawdę, ale wiedzieć na czym stoi i z czym się mierzy. Wtedy cierpiała, ale chociaż mogła spać. Tu nie mogła. Od ponad tygodnia wątpliwości dosłownie zalewały jej głowę, tworząc gęstą zupę znaków zapytania. Naprawdę nic się tu nie kleiło. Nic. Nie mogła odnaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia jego zniknięcia. Przecież nie wymyśliła sobie tego, co się między nimi zdarzyło. Przecież pamięta dobrze, co do niej mówił, więc dlaczego teraz milczy? Mieliła to już szósty dzień i końca nie było widać. Przecież wszystko szło dobrze. Przecież nie miał podstaw, by się tak nagle ulotnić... Dźwięk sms'a.

"Śpisz?" No na pewno. Jak zabita.

"Nie."

"Będę pod Twoim domem za 15 minut. Wybierz, co chcesz zrobić z tą informacją. Jeśli mogę coś jednak zasugerować, byłbym szczęśliwy, gdybyś zechciała wysłuchać tego, co mam Ci do powiedzenia."

Wahania dopadły mnie od razu. Bo dlaczego o 3 rano, do cholery, a nie w dzień jak cywilizowany człowiek. Plus do tego, oczywiście, książę znów zjawia się, o której mu pasuje, a ja burzę się, po czym i tak wstaję i wychodzę. Oburzyłam się. Następnie wstałam i wyszłam.

Na dworze nie było jeszcze mrozu, ale temperatura nie przekraczała 7-8 stopni. Mżyło. Mikrokrople osiadały mi na włosach i rzęsach. Podjechał, otworzył drzwi od strony pasażera i rzucił "Wsiadaj". Wsiadając pierdolnęłam drzwiami auta tak mocno, jak tylko mogłam. Zniósł to w ciszy i z godnością.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam.

- To akurat mało istotne. Ważne, co powiem ci po drodze.

Ruszył. Przejechał z 5 kilometrów, zanim zdołał się odezwać. Widziałam, że to co właśnie robi ogromnie dużo go kosztuje, pomijając, że można było to wszystko załatwić inaczej...

- Słuchaj... Ja chcę. Chcę. Chcę ciebie i nas. Wiem, że niekoniecznie miałaś skąd to wiedzieć. Chodzi o to, że... z nikim nie czułem się tak, jak z tobą. Chodzi o to, że przebywam z tobą i zapominam o tym, że powinienem się pilnować z tym, kim jestem. Zapominam, że powinienem pilnować swoich min i używanych wyrażeń. Zapominam się i dociera do mnie, że to wszystko wcale nie jest aż tak śmiertelnie poważne. Jest mi szczerze z tobą doskonale i to właśnie tej doskonałości tak bardzo się boję, rozumiesz? Jest mi z tobą doskonale. Idealnie. Nieziemsko. Jednocześnie panicznie boję się prawdy. Panicznie. Ty się jej nie boisz wcale i m.in. za to ogromnie cię podziwiam. Nie wiem, czy zdołam osiągnąć kiedykolwiek identyczny poziom. Zresztą przerastasz mnie w wielu tematach. Nie wiesz o tym, prawda? Nie wiesz, że tak uważam. Uważam. Żadnej kobiety nie podziwiałem tak, jak ciebie. Masz moc. Niesamowitą. Elektryzującą. Chce się w ciebie wpadać z pełną prędkością i siedzieć tak godzinami jak w gorącym jacuzzi. Lepiej znoszę szarości, kumasz? One nie wymagają ode mnie zbyt wiele, po prostu są, łatwo je zinterpretować. Ty jesteś eksplozją barw, a ja stoję skołowany z pędzlem w dłoni i mam ochotę powtarzać, że nie jestem dobrym wyborem do tej roli. Zawsze chciałem takiej, jak ty. Reszta się nie wyróżniała. Reszta wtapiała się w tłum jakby z automatu, a ja chciałem doświadczyć w końcu czegoś odmiennego. Czegoś prawdziwego. Ty mi to dałaś. Tę prawdę.Tak bardzo o niej marzyłem, że jej obecność dosłownie mnie sparaliżowała. Siedziałaś owinięta kocem na moim fotelu i mówiłaś mi o tym, jak bardzo wkurza cię świat. Byłaś szczerze rozżalona tym, jak jest on skonstruowany. Na zmianę burzyłaś się, smuciłaś i ekscytowałaś, a twoja twarz zmieniała się jak w kalejdoskopie. Mówiłaś z taką... pasją. Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałem coś takiego. Nie widziałem od dawna człowieka tak zafascynowanego wszystkim, co go otacza. Tak zafascynowanego eksploracją siebie samego. Zdajesz sobie sprawę jak ogromne masz jaja, dziewczyno? Ty bierzesz na klatę wszystko, bez wyjątków. Wylewasz na siebie prawdę jak garnek wrzącej wody i konsekwentnie opatrujesz rany, wiedząc, że każda z nich to efekt twojej decyzji, a nie jakiegoś zrządzenia losu. No właśnie, "efekt twojej decyzji". Jesteś w pełni za siebie odpowiedzialna i absolutnie tego świadoma. Twoja świadomość mnie przerosła. Nie, ale naprawdę. U ciebie się nie dzieją przypadki. No tak czy nie? No tak. Ty zawsze wiesz, dlaczego znalazłaś się w takiej sytuacji oraz co konkretnego możesz zrobić, by sobie pomóc. Nie, ludzie tak nie potrafią. Nie potrafią tak czasami przez całe życie... Przepraszam, że dałem się przygnieść tym, co o tobie uważam. Czuję, że to żenujące. Jeśli czekasz na coś całe życie to robisz wszystko, by to z tobą zostało, a nie uznajesz, że to jednak nie ten poziom. To bzdura. Kompletna głupota. Zasługujesz na to, by ktoś bez reszty oddał się dogłębnej eksploracji całego twojego kontynentu. Całego twojego "ja". Bardzo chciałem, lecz jak widać umiałem być tylko pieprzonym tchórzem. Przepraszam cię za to. Przepraszam...

- Marta Kostrzyńska

Avatar

- Wiesz co? Wbrew pozorom potrzeba bardzo dużo, by świat się skończył... - powiedziałam.

Zaśmiał się.

- No tak. To wcale nie takie proste. Mój świat zgodnie ze scenariuszem i dramatycznymi scenami powinien skończyć się już dokładnie sześćdziesiąt cztery i pół raza. I to tylko w tym roku!

- To w zasadzie zabawne. Ileś razy przecież naprawdę wydawało mi się, że teraz to już na pewno jest koniec i gdy budziłem się rano, byłem naprawdę wściekły, że to wszystko jednak dalej trwa i muszę teraz mierzyć się z konsekwencjami wczorajszego wielkiego wybuchu. I tak, wtedy to ja naprawdę tego końca chciałem! Tak wściekle, wiesz. W amoku bezradności. Byłem tym dramatycznym bohaterem, który stawał na środku sceny w deszczu i darł się do mitycznego zarządu tego świata, że ostatni raz w czymś takim uczestniczył. Był czas, że robiłem to 3 razy w tygodniu.

- Wtedy, tak, masz rację. Teraz ta myśl jest dla mnie z kolei kojąca...

- Tak. Kojąca jest wtedy, gdy wcale tego końca świata nie chcesz.

- Właśnie. Wtedy, gdy masz nadzieję, że, przeciwnie, w rzeczywistości wcale nie było tak źle.

- Wtedy, gdy intensywnie próbujesz przekonać siebie, że to duże i straszne coś wcale nie jest takie duże i straszne.

- Że to tylko w twojej głowie takie urosło...

- Najczęściej najgorsze dzieje się w naszej głowie.

- Najczęściej. Tam, ostatecznie, przeżyłem jednak najgorsze historie.

- Najgorsze na świecie.

- I nadal nic się nie skończyło, prawda?

- Nic. Zupełnie nic.

- Marta Kostrzyńska

Avatar

Lubił się tak ze mną drażnić. Lubił łowić moje spojrzenie na niewidzialną nitkę i sprawdzać, jak blisko brzegu swoich źrenic zdoła je dociągnąć. Myślał pewnie, że tego nie widzę, ale gdy tylko mój wzrok znajdywał się na trasie prowadzącej prosto do jego oczu, źrenice rozszerzały mu się tak bardzo, że stawały się dla tęczówek niczym czarna dziura. Dzień w dzień zastawiał na mnie mini pułapki jak na dziką zwierzynę, a ja dzień w dzień tylko odrobinę dawałam się w nie złapać. Tu nic nie miało wydarzyć się szybko. Tu wszystko jeszcze długo miało zostać nieokreślone. Dystans między nami zmniejszał się o milimetr dziennie. Wieczorami fantazjowałam o wydarzeniach milowych każdego pokonanego między nami centymetra. Lubiłam strasznie to wszystko, co pozostawało między nami nienazwane. Lubiłam sobie w ciągu dnia uciekać myślami, a następnie ukrywać dreszcze pod rękawami obszernego swetra. Lubiłam wyobrażać sobie, że posiada w swojej głowie wygodną kanapę, na której panoszę się bezczelnie, nie zostawiając już miejsca na nic innego. Lubiłam sobie tak grzecznie czekać na wielki dzień, wyjeżdżając jednocześnie w międzynarodową trasę z trzyaktowym spektaklem o jego wargach.

- Marta Kostrzyńska

Avatar

Najczęściej orientujesz się dopiero po czasie, że zacząłeś wybierać ciszę. Orientujesz się i bardzo się dziwisz. Co ja tu robię? Przecież tu się nic, do cholery, nie dzieje!

Wszystko zaczyna się tu od delikatnie cichszych opcji, niż zazwyczaj. Wracasz godzinę wcześniej do domu, bo po prostu nie chcesz już dłużej. Rano dociera do ciebie, że przecież jeszcze jakiś czas temu musiałeś się do tego zmuszać. Obiecywałeś sobie wcześniejsze godziny powrotów, a potem znowu nie umiałeś sobie odmówić. Każda godzina była cenna. W domu przecież nie czekało nic, oprócz kolejnego dnia, a ty tak bardzo go nie chciałeś. Dziś. Kolejny dzień. Jest miło. Wstajesz wypoczęty i zastanawiasz się, dlaczego kiedyś był to problem. Jaki dziś dzień? Sobota. "Sobota i wypoczęty to jak oksymoron" - mówisz do siebie i dociera do ciebie, że to już któraś taka sobota z rzędu. Siadasz z kawą na kanapie. Dobrze ci. Nie chciałbyś być nigdzie indziej. Telefon przerywa ci rozmyślania. "Wychodzisz?" - pytają. Zastanawiasz się przez chwilę przyzwyczajony do tego, że kiedyś odpowiedź znana była przed pytaniem. "Nie." - odpowiadasz. Marudzą ci coś tam jeszcze do słuchawki. Pytają, czy coś się stało. Sugerują, że czasem nie zaszkodzi. Ponownie odmawiasz i rozłączasz się. "Pewnie nie." - myślisz. Pewnie czasem nie zaszkodzi, ale dociera do ciebie, że zwyczajnie nie masz na to ochoty. Nawet nie wiesz kiedy zaczął irytować cię hałas. Nawet nie wiesz kiedy przestałeś czuć się komfortowo w pchającym się na ciebie tłumie. Nawet nie wiesz kiedy przestałeś czerpać z tego przyjemność. Kiedy przestałeś czuć się w klubie tak, jakbyś przychodził do domu. Zacząłeś czuć się obco. To już nie twoje miejsce. Siadasz z kawą na kanapie. Cisza. Prawdopodobnie nie zrozumieją, ale jeśli przez lata robiłeś wszystko, by wysokie dźwięki zagłuszały ci głowę, to gdy w końcu nastaje dzień, w którym cisza staje się dla ciebie komfortowa, to za żadne skarby nie chcesz jej opuszczać.

Odpoczywam. Nie przeszkadzać.

- Marta Kostrzyńska

Avatar

- Już mnie noc nie fascynuje, wybacz. Teraz to ja nie mogę doczekać się dnia.

Spojrzał na nią wyraźnie zdziwiony. Nie taką ją zapamiętał. W jego scenariuszu było sympatyczniej. W jego scenariuszu dała się znów porwać. W jego scenariuszu odnowili zaślubiny z mrokiem i pędzili pustą drogą, uciekając przed tymi, którzy byli przeciwko nim. Teraz przeciwko nim była ona i było to ostatnie, co brał pod uwagę.

- Zabiorę cię tam, gdzie obiecałem.

- Miałeś zrobić to wtedy.

- Chcę zrobić to teraz.

- Ale ja już nie chcę.

- Ucieknij ze mną.

- Nie.

- Pros...

- Nie.

Zawiesił się.

- Co się stało? Gdzie mi uciekłaś, co?

- Tam, gdzie jestem pewna jutra.

- Już teraz mógłbym...

- Nie mógłbyś.

Westchnął głęboko.

- Nie lubię już ciemności, wiesz? Nie ukrywam się już. Nie muszę. Kiedyś czekałam na zmierzch, by wychylić się z domu, a teraz cieszą mnie promienie wschodu słońca, które tulą moją twarz nad ranem. To one zapowiadają działanie. To one szepczą, że przede mną dziś wiele godzin do wykorzystania i ja je wykorzystuję, wiesz? Ja je wykorzystuję.

Uśmiechnął się. Chciał dla niej dobrze, dlatego ucieszył się na jej słowa, pomimo tego, że właśnie bardzo niedelikatnie rujnowała mu plany.

- Nie będzie drugiej takiej Królowej Nocy. Z wzrokiem czarnym jak smoła i sercem otwartym na oścież. Idącej na czołówkę z przeznaczeniem.

- Zawziętość została mi do dziś. Tego się nie zamierzam pozbywać.

Zaśmiał się.

- Zmartwiłbym się, gdybyś się tego pozbyła.

Zawiesili na sobie wzrok.

- Wożę twoją koronę w schowku na wszelki wypadek. Zadzwoń, gdybyś zmieniła zdanie.

Miała odpowiedzieć stanowczo, że nie zadzwoni, ale zdążył położyć jej na palec na ustach.

- Nie mów mi tego, dobrze? Zostaw mnie choć z cieniem nadziei, że mogę to wszystko jeszcze mieć. Trzymaj się, Królowo Dnia. Niech światło ci sprzyja.

Wyszedł. Minęła ostatnia minuta nocy i zrobiła miejsce słońcu. Podeszła do okna, a promienie delikatnie wzięły jej twarz w dłonie. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się. "Nie oddam." - pomyślała. "Nie oddam."

- Marta Kostrzyńska

Avatar

Traciła mnóstwo czasu na analizowanie, o co mu tym razem chodzi, dlaczego znów się dystansuje i z jakiego powodu z dnia na dzień zachowuje się wobec niej kompletnie inaczej. Była jego prywatnym psychoanalitykiem, który prześwietlał dokładnie każde jego słowo i ruch w poszukiwaniu odpowiedzi. Czy można było się jednak dziwić, jeśli notorycznie zostawiano ją w chaosie? Nie wiedziała, gdzie jest, na czym stoi, czy jest w ogóle w związku, czy może jednak w bliżej nieokreślonej otwartej relacji z jednostronną wyłącznością? Nie potrafiła nie analizować. Ciągły brak odpowiedzi i niestabilna sytuacja powodowała, że nie była w stanie wyłączyć głowy. Nie miała przez to w ogóle czasu, by poświęcić się sobie. Temu, co ona czuje, o co jej chodzi i czego właściwie potrzebuje. Po latach okazało się, że zadawała swoje wnikliwe pytania nie tym osobom, co trzeba. Jeśli ktoś notorycznie stawia cię w sytuacji pełnej wątpliwości, to zamiast pytać: "Co on ma w głowie?" i "Dlaczego tak się zachowuje?", zapytaj siebie: "Jak ja się czuję, gdy on się tak zachowuje?", "Czy ta relacja przynosi mi częściej dobre emocje czy złe?", "Czy to jest właśnie to, czego potrzebuję?". Pamiętaj, że nie jesteś odpowiedzialna za jego wahania. Pamiętaj, że nie powinnaś musieć skradać się do swojego partnera ze strachu przed złością lub odrzuceniem. Pamiętaj, że nie powinnaś zastanawiać się, czy jesteś dla kogoś ważna. Jeśli będziesz ważna, nie będziesz miała w tej kwestii żadnych wątpliwości. Jeśli ktoś szczerze będzie chciał być z tobą w relacji, to nie będziesz musiała stawać na głowie, by utrzymać ją przy życiu. Jeśli komuś naprawdę będzie na tobie zależeć, to gwarantuję, że będziesz to wiedzieć.

- Marta Kostrzyńska

Avatar

Nie przeszkadzaj kobietom, na które nie jesteś gotowy, słyszysz? Nie zawracaj im głowy. Nie zawracaj im dupy. Nie dotykaj. Nie zbliżaj się. Zostaw je w spokoju. Odejdź.

Jak to się zaczyna?

Oto zjawia się ona. Już na pierwszym spotkaniu wzbudza twoje zainteresowanie. Ma w sobie coś, co wyróżnia ją z tłumu. Lubisz jej słuchać, bo mówi jakoś tak inaczej. Rozmawiacie, godzinami. Jesteście w stanie porozmawiać na każdy temat. Wasze dyskusje stają się momentami tak zażarte, że w całym ciele czujesz ekscytację. Ma genialne poczucie humoru. Wciągająco opowiada o sobie i uważnie słucha, gdy przychodzi kolej na ciebie. Imponuje ci. Nie pamiętasz, by jakaś kobieta tak ci imponowała i bardzo cię to stresuje. Poprzeczka jest wyżej, niż zwykle. Przecież taką właśnie chciałeś. Taką na jej poziomie. Mądra, piękna inteligentna... No i ta jej empatia, ta prawda, te szczere intencje. Czujesz, że zasługuje na najlepsze, więc zarzekasz się w sobie, że dasz radę jej to dać. Mówisz jej, że czekałeś na kogoś takiego, jak ona. Już za chwilę będziesz szczęśliwy.

Jak to się toczy?

Już wiesz, że masz przed sobą kobietę marzeń. Poziom stresu zaczyna być coraz większy. Im więcej zalet w niej dostrzegasz, tym więcej wad widzisz w sobie. Czujesz, że tutaj musiałbyś zrobić dużo więcej niż zwykle. Być lepszy niż jesteś. Coraz częściej myślisz, że może jednak zasługuje na coś lepszego niż ty. Zaczynasz wątpić, że podołasz. Myśl o niej zaczyna powodować nieprzyjemny dyskomfort. Przebywając z nią zaczynasz myśleć o własnych niedociągnięciach, więc nie jesteś w stanie zachowywać się jak wcześniej. Ona to widzi, pyta. I choć czujesz, że mógłbyś powiedzieć jej prawdę, to jednak myśl o przyznaniu się do słabości kompletnie cię paraliżuje. Przekonujesz siebie, że zasługuje na więcej, niż taki miękki typ jak ty. Stopniowo rzadziej się odzywasz, choć bardzo tego nie chcesz. Udajesz, że tracisz zainteresowanie. Tak będzie lepiej. Tak będzie lepiej.

Jak to się kończy?

Ona. Zdezorientowana odpuszcza i odchodzi, bo jest z tych, które wiedzą, że o miłość nie należy prosić. Pisze ostatnią wiadomość dziękując mu w niej za wszystkie dobre emocje i życzy powodzenia. Zagubiona będzie jeszcze przez kilka miesięcy. Włoży mnóstwo pracy w kontrolowanie swoich myśli, bo te nie będą dawać jej spokoju. Będzie miała żal. Będzie miała żal, bo o nic z tego nie prosiła. Będzie zła, bo nie wymagała deklaracji, które ktoś wielokrotnie postanowił jej dać. Będzie mielić miesiącami wszystkie jego słowa i prosić siebie, by w końcu odpoczęła, bo i tak nie dowie się, co się tutaj tak naprawdę stało. Nie będzie umiała przypisać mu złych intencji i będzie miała do siebie o to pretensje. Przecież jak facet chce, to jest. Przecież to proste... To proste, prawda?

Nie zbliżaj się do kobiet, na które nie jesteś gotowy, słyszysz? Nie dotykaj ich. Nie oswajaj. Nie karm słowami, które odbierane będą jako deklaracje. Nie obiecuj. Nie przytulaj. Nie ocieraj łez. Nie pozwalaj jej się u siebie rozpaść, jeśli nie planujesz później pozbierać jej kawałków. Nie powtarzaj, że jest wyjątkowa, jeśli nie jesteś w stanie tak właśnie jej traktować. Jeśli nie jesteś w stanie zapewnić prawdy - odejdź.

- Marta Kostrzyńska

Avatar

Gdy odszedłeś moje sny przejęła konkurencyjna firma. Nie ogłaszałam jednak żadnego oficjalnego przetargu, bo w zasadzie było mi wszystko jedno. Nie chciałam zostawiać ich całkowicie bez opieki, ale jednocześnie ich los w najbliższym czasie malował się raczej marnie. Zajmowali się wszystkim. Projektowaniem, wdrażaniem, pisaniem scenariusza, castingiem na aktorów i statystów, a nawet efektami specjalnymi. U Ciebie ceniłam sobie to indywidualne podejście. Dobierałeś mi najpiękniejsze wschody, kolorowałeś zimową trawę na zielono i z ogromnym namaszczeniem nakładałeś detale. Tego nie miałam uzyskać już w żadnej innej firmie. Nie zrozum mnie źle - ta teraz, ona nie jest zła, ale nie mają tam czasu na podejście indywidualne. Na projekt, wizualizację, poprawki, nanoszenia w nieskończoność wszystkich zasugerowanych przeze mnie detali. Nie ma czasu na personalizację. To osobiste uczłowieczenie. Tutaj otrzymuję 3 opcje i muszę się na którąś z nich zdecydować, bez poprawek. Wybieram zatem tą o uniwersytecie morskim i wielorybach. Fajne, tak, ładne wizualnie. Zostawia mnie jednak z poczuciem niedosytu i myślą, że mój uniwersalny sen wybrać mogło przecież jeszcze tysiąc innych klientów, więc dokładnie tysiąc razy stać się mógł każdy, tylko nie mój. Sny z wcześniej przygotowanej puli również nie oddawały takiego ciepła. Po akcepcie docierały do mnie one letnie lub zupełnie zimne. Pakowali je co prawda w torby próżniowe i odsysali z nich wszystkie cząstki dnia, by nie straciły na jakości, ale ten proces niestety nie wpływał na utrzymanie pożądanej temperatury. Takie sny odhaczałam mechanicznie. One były jak szybki obiad z twojego sklepu osiedlowego - czy zdarzyło ci się zjeść go na zimno, pomimo posiadania mikrofalówki? No, no właśnie. Swoje obecne sny śniłam na zimno i dzień w dzień próbowałam przekonać siebie, że takie są zaledwie odrobinę gorsze. Twoje sny... one napędzały mnie do działania. Były tak bezczelne, że trafiały we wszystkie moje najczulsze punkty. Nigdy nie pozwalałeś mi rozespać się komfortowo w sympatycznych historiach. Zawsze miałeś dla mnie coś wyjątkowego i równie wymagającego. Mojego. Te sny nigdy nie miały stać się czyjeś. Nie były one także uniwersalne ani wielokrotnego użytku. Były dedykowane. Do oczu własnych. Do jednorazowego, prywatnego odśnienia, uszyte na miarę moich zamkniętych powiek.

- Marta Kostrzyńska

Avatar

Ważne, by wyznaczyć sobie w głowie takie przytulne miejsce do myślenia o tym, co się chce. Oddzielić ścianką, wyłożyć miękką wykładziną, wstawić tam wygodną kanapę i chodzić zawsze wtedy, gdy w innych pomieszczeniach robi się duszno, ciasno i zbyt głośno. Myślenie bywało przecież wyjątkowo uciążliwe. Szczególnie, gdy powodowało lęk i niepewność. Szczególnie, gdy wywoływało w tobie poczucie winy lub stawało się centrum kumulacji wszystkiego, co najgorszego o sobie wiedziałeś. Nie zawsze było się dla siebie przyjacielem, bywało, że sporadycznie lub wcale. Bywało, że samemu dla siebie było się największym wrogiem. Dlatego tak ważne było, by ustalić sobie przestrzeń do odpoczynku. Kwadrat metr na metr, w którym nie było złych myśli. Przestrzeń, w której mogłeś się wymyśleć do cna bez poczucia winy i oceniania samego siebie. Jeśli walczysz ze sobą dzień w dzień, zadbaj o chwilę oddechu. Zajrzyj do swojego pomieszczenia, zamknij drzwi i połóż się w ciszy na kanapie. Pomyśl o tym, co już udało ci się zwalczyć. Pomyśl o tym, co rok temu wydawało się dla ciebie nieosiągalne, a teraz stało się codziennością. Pomyśl, że to z czym walczysz dziś, za rok będzie odległym, dawno załatwionym tematem. Podziękuj sobie. Uśmiechnij się. Jutro zajmiesz się resztą.

- Marta Kostrzyńska

Avatar

Oszukali ją. Oszukali. Oszukali ją autorzy książek i reżyserzy filmów. Oszukali ją rodzice i przyjaciele. Oszukała szkoła i nauczyciele. Oszukały zasłyszane opowieści. Oszukała ją jej własna wyobraźnia. Oszukali ją wszyscy. Miłość, o której pisali właśnie zjadała jej serce. Miłość, o której kręcili filmy właśnie pozbawiała ją resztek życia. Miłość, w którą kazali jej tak dzielnie wierzyć właśnie dokonywała na niej nokautu. Trzęsły jej się nogi, a słone łzy doszczętnie rozmyły krajobraz. Nigdy nie czuła się słabsza. Oszukali ją. Oszukali ją, do cholery. To wszystko nie było przecież prawdziwe. To wszystko nie było nawet odrobinę życiowe. Te wszystkie zrywy i uniesienia. Te wszystkie limeryki, ody i pieśni. Te wszystkie skradzione serca i zawrócone głowy. Te szaleńcze biegi przez deszcze i estetyczne szlochy bez obsmarkanych nosów. Dlaczego nigdy nie tworzyli o tym, że w końcu spokojnie przy kimś spała? Dlaczego nigdy nie nagrywali filmów o tym, że w końcu cichł jej wiecznie roztrzęsiony człowiek i mogła odpocząć? Dlaczego nigdy nie rozwodzili się nad tym, że z miłości wcale jej nie porywał i wszystkiego nie rzucał, tylko dbał o to, by rano zjadła śniadanie? Dlaczego nikt nie powiedział jej, że tak naprawdę marzyć będzie o tym, by być łagodnie chciana? Że tak naprawdę pragnąć będzie uczucia, które nią nie szarpie, nie rozrywa na części i nie rzuca po ścianach? Że nie będzie się chciała ani trochę tracić i zatracać? Że nie będzie chciała spadać, opadać i zapadać? Że będzie chciała być subtelnie otulana. Że będzie chciała być delikatnie pokochana. Nie zszargana. Obłąkana. Pojebana.

- Marta Kostrzyńska

Avatar

Byłam tym przerażona. Właściwie bardzo, choć może nie zdawałam sobie z tego aż tak bardzo sprawy. Chciałam czuć się w końcu zwyczajnie dobrze. Chciałam w końcu być emocjonalnie prosta i prostolinijna, taka bez drugiego i trzeciego dna. Chciałam w końcu w tym wszystkim nie grzebać. Nie drążyć. Nie zadawać trudnych pytań. Nie odbudowywać w górnolotne metafory. Chciałam w sobie tego wszystkiego tak nie kumulować. Chciałam przestać stawiać w końcu przeszłości ołtarze. Chciałam w końcu patrzeć na nią bez namaszczenia i grającej w tle muzyki filmowej. Chciałam ją odłożyć i pójść. Tak odłożyć, jak na półkę przeczytaną książkę. Chciałam, by w końcu wtopiła się w otoczenie i zlała z codziennością. Chciałam stanąć ubrana w swoje rzeczywiste barwy i nie powiedzieć już żadnego "ale". Chciałam, by odgarnął mi włosy z twarzy i powiedział, że już nie muszę. Naprawdę bardzo się bałam. Głównie tego, by się przyzwyczaić. Głównie tego, że znów zawaham się, że to możliwe. To się nie odbywało za darmo. Żaden gratis do zakupów, żadne punkty na nagrody. Każde odnowienie tej subskrypcji bardzo dużo mnie kosztowało i najgorsze, że do tego za każdym razem płaciło się za to w ciemno. Zbliżeniowo, ta, bez potwierdzenia, nie, dziękuję, mh, do zobaczenia. Znali mnie już tutaj. Znali zarówno moją podeskcytowaną, jak i zrezygnowaną minę. Widzieli, jak zostawiam u nich wszystkie oszczędności, jak ze łzami w oczach proszę o ostatnie przyznanie kredytu, bo tym razem to na pewno ostatni raz. Człowiek wolał nie liczyć, który raz tu wraca. Przy okienku wisiała siatka centylowa samotności, miała ona pomóc subskrybentom w wyborze najbardziej korzystnej opcji, w zależności od poziomu zaangażowania oraz stanu wiary i nadziei. Proponowali najlepszy plan. Płatność w ratach lub gotówką z góry. Właściwie nawet nie ty o tym decydowałeś, to oni wyliczali, do której opcji masz zdolność finansową. Uśmiechnięty doradca klienta wręczał potwierdzenie i życzył, by tym razem była to subskrypcja dożywotnia. Odchodziłam od okienka i od pewnego momentu nawet już nie udawałam. Ze szczerą nadzieją przychodziło tu niewielu, najczęściej byli nowi. Czekając w kolejce, dla zabicia czasu, obstawiało się, czy to ich pierwszy czy drugi raz. Czasami bardzo rzadko bywał to też trzeci. Od czwartego uznawało się, że mamy do czynienia z psychopatą. Nowicjuszom proponowano także szeroki pakiet ubezpieczeń. Przyjazd karetki, przeszczep, transport zwłok z zagranicy. Lepiej było się zabezpieczyć. Przecież pytanie nie brzmiało, czy będzie boleć. Pytanie brzmiało, jak bardzo i czy było warto to znieść.

- Marta Kostrzyńska

Avatar

Był tak po prostu wart moich starań, rozumiesz? Moje pokłady miłości i zaangażowania mogły się wylewać, a ja wiedziałam, że się w nich nie utopię. Wszystko, co robiłam, było odwzajemnione. Dbano o mnie tak, jak ja dbałam. Wspierano mnie tak, jak ja wspierałam. Kochano mnie tak, jak sama kochałam. Do tego mogłam na nim zawsze polegać. Zawsze. Wiedziałam, że zawsze odbierze ode mnie telefon. Wiedziałam, że zawsze znajdzie czas. Wiedziałam, że zrobi wszystko, by pomóc mi poczuć się lepiej, jeśli akurat było mi źle. Nie znikał i nie zmieniał zdania. Był. Po prostu był. Dla niektórych były to kwestie kompletnie niezrozumiałe. "To tak można?" - pytali. To tak można być z kimś, kto nie jest dla ciebie? Kto cię nie wspiera? Na kim nie można polegać? Można. Niestety. Dlatego podwójnie doceniałam teraz to wszystko, co wiedziałam już, że powinno być podstawą. Doceniałam to, że czułam się bezpiecznie. Doceniałam to, że szanował mnie nawet wtedy, gdy się ze mną nie zgadzał. Doceniałam to, że nie musiałam prosić się u uwagę. Doceniałam to, że nie musiałam błagać o miłość. Nie musiałam. Ona prostu tu była i mogłam sięgnąć po nią zawsze, gdy tego potrzebowałam.

- Marta Kostrzyńska

Avatar

Próbuj, ale pamiętaj, że może się okazać, że nigdy tam nie dotrzesz. Może się okazać, że nigdy do tej stacji nie dojedziesz i będziesz przez to myśleć, że ci nie wyszło, a to nie tak. Najprawdopodobniej zawsze coś będzie nie tak. Najprawdopodobniej zawsze coś będzie cię gryzło, smuciło, męczyło, frustrowało lub bolało. To nie tak, że to się kiedyś kończy. To nie tak, że docierasz do jakiejś magicznej granicy pracy nad sobą, na której terapeuta ściska z uśmiechem twoją dłoń, wręczając ci oficjalnie certyfikat zdrowia umysłowego, a ty od tej chwili czujesz się już tylko dobrze. Rozwój nie odbywa się po linii prostej i na początku będzie to mylące, ale nie poddawaj się. Jeśli przez trzy dni będziesz się trzymać, a czwartego się podłamiesz - nie oznacza to, że nic nie zrobiłaś. Jeśli przez trzydzieści dni uda ci się czegoś nie robić, a trzydziestego pierwszego się potkniesz - nie oznacza to, że wróciłaś do punktu wyjścia. Jeśli przez kilka miesięcy w końcu nie będziesz się z czymś zmagać, a potem ten problem znów do ciebie na jakiś czas wróci - nie oznacza to, że nie wykonałaś ważnej pracy. Progres nigdy nie będzie prostą, wzrastającą linią. To zawsze będzie sinusoida. Jeśli przez trzy dni będziesz się trzymać, a czwartego się podłamiesz - daj sobie prawo, by poczuć się gorzej, odpocznij przez noc i wróć do walki, jak tylko poczujesz się lepiej. Jeśli przez trzydzieści dni uda ci się czegoś nie robić, a trzydziestego pierwszego się potkniesz - podziękuj sobie, ponieważ jeszcze jakiś czas temu przerastał cię jeden, a dziś zdolna jesteś aż do trzydziestu. No widzisz? Brawo! Jeśli przez kilka miesięcy w końcu nie będziesz się z czymś zmagać, a potem ten problem znów do ciebie wróci - pamiętaj, że nie wrócił tu na zawsze. Wiesz już dobrze, że potrafisz przez kilka miesięcy, więc spokojnie. Będziesz mogła znów, jak tylko odzyskasz siłę. Nie oczekuj, że twój rozwój będzie miarowym i systematycznym wspinaniem się po linearnej górze. Nie oczekuj, że nie zdarzą się po drodze gorsze dni. Nie oczekuj, że wszystkie twoje złe doświadczenia po prostu rozpłyną się w powietrzu. Masz prawo cierpieć z powodu rzeczy, które zdarzyły się dawno temu. Masz prawo miewać gorsze dni z powodu wydarzeń, z którymi zwykle już całkiem dobrze sobie radzisz. Masz prawo nie udawać, że nie bolało, nawet jeśli na co dzień już aż tak cię to nie dotyka. Masz prawo być smutna i zła jeszcze długo po tym, jak zostałaś zraniona. Walcz. Walcz, rozwijaj się i pracuj na sobą, ale, proszę, nie zapomnij się przytulić, gdy zdarzy ci się gorszy dzień. Nie zapomnij, że silna jesteś nie tylko, gdy stoisz twardo na nogach, ale także wtedy, gdy kulisz się pod kocem. Nie zapomnij, że silna jesteś nie tylko pełna radości, ale także wtedy, gdy płaczesz. Pamiętaj, że nie poradzisz sobie z emocjami, jeśli ich do siebie nie dopuścisz. Nie uciszysz swojej złości, jeśli najpierw nie dowiesz się, jak bardzo jesteś wściekła i nie pokonasz smutku, jeśli najpierw nie pozwolisz sobie poczuć, jak ogromnie jest ci żal. W pełni świadoma swoich emocji, wyruszysz w drogę do magicznej stacji i jeszcze długo nie zdasz sobie sprawy z tego, że dotarłaś do niej, gdy oficjalnie pozwoliłaś sobie być człowiekiem.

- Marta Kostrzyńska

You are using an unsupported browser and things might not work as intended. Please make sure you're using the latest version of Chrome, Firefox, Safari, or Edge.